Potęga Szaleństwa. Część I.


Stała nad stromym brzegiem Oceanu Atlantyckiego i płakała. Silny wiatr targał jej włosy i ubranie, zaś od kropel wody rozbijającej się o brzeg, była już mocno przemoczona.
To nie miało żadnego znaczenia.
Jej dusza i serce były już tak pokaleczone, że ani zimno, ani mokro, ani nawet huragan, nie mogły jej już bardziej zasmucić i sponiewierać.
Straciła wiarę.
Nie odnajdzie Go już nigdy.



6 lat wcześniej.

Czarna noc za oknem nie chciała się skończyć. Paula siedziała na fotelu, w kącie swojego pokoju, który zmuszona była znienawidzić za przypominanie jej wspólnych wieczorów, i co chwilę od nowa wybuchała płaczem. 
 
- Cham, gnojek, prostak..


Cedziła przez zapłakane usta przeróżne okropności, mając nadzieję na jakąkolwiek ulgę. Ale ulgi nie było. Tylko wypite wino szumiało w głowie. 
 
- Po co on mnie podrywał wtedy, te dwa lata temu, po co rozkochał.. Po to tylko, żeby teraz serce łamać!? I to jeszcze w jaki sposób! Wszyscy, wszyscy już wiedzieli, że on sobie z tą małpą fruwa, i żaden, żaden "przyjaciel" obywatel nic nie pisnął. Zwariuje zaraz. Jak to wszystko strasznie boli.. Aż piecze.


Paula poczuła, że jak zaraz z kimś nie pogada to wybuchnie i zacznie krzyczeć. - Tylko z kim pogadać o 3 w nocy? I w ogóle skąd ja już mam wiedzieć, kto jest naprawdę, a kto fałszywie?
Nie wiedziała. W ciągu jednego dnia straciła chłopaka, chociaż tak naprawdę straciła go już wcześniej, i zaufanie do wszystkich znajomych. W końcu przypomniała sobie, że w komunikatorze Gadu Gadu, jest coś takiego jak katalog osób. Napisała do jednego z osobników płci męskiej, którzy byli o tej porze aktywni. Zresztą, było ich aktywnych całkiem sporo. Padło na pewnego Marcina. Wiadomość była maksymalnie beznadziejnej treści, oddającej zresztą tragiczny stan psychiki Pauli. Brzmiała tak:
"Cześć. Sorry, że zawracam głowę, ale czy mógł byś mnie jakoś pocieszyć Nieznajomy? Płaczę już i płaczę i końca nie widać."
Paula nie spodziewała się odpowiedzi. Odrobinę pomogła jej sama świadomość, że pożaliła się i ktoś na świecie wie, jak bardzo jest jej teraz okropnie.
Odpowiedź przyszła po kilku sekundach:
"Cześć. Pewnie, że mogę, ale powiedz najpierw co się stało."
Przestała płakać. Iskra bladego uśmiechu rozpaliła się w jej sercu, że kogoś obchodzi jej marny los. Ciągle jeszcze brała pod uwagę, że może to być równie dobrze jakiś zboczeniec, ale to się raczej szybko okaże w praniu. Odpisała:

"Pewnie Cię nie zaskoczę, typowo, beczę po chłopaku. Zdradzał mnie gnojek, wszyscy dookoła wiedzieli, a ja oczywiście na końcu."
Ten temat przerabiali krótko, ale pisali do białego rana. Przerobili swoje rodziny, szkoły, miejsca zamieszkania, ulubione potrawy, filmy, pory roku, hobby, a nawet marzenia. On Polak w Irlandii, wiek 28 lat, ona Polka w Polsce, wiek 21 lat. Zasnęła równolegle z pianiem kogutów sąsiada, ale już o wiele mniej smutna.

Żal do znajomych nie słabł. W Pauli z dnia na dzień narastała potrzeba rzucenia tego wszystkiego, łącznie ze studiami, w jasną cholerę, i wyjechanie gdzieś, chociażby do pracy. Dni stawały się katorgą. Wykłady i nauka szły jej jak krew z nosa. Dom, pokój, łóżko, wszystko przypominało o niespełnionej, złamanej miłości. Chociaż była już z tym pogodzona, chociaż serce pomaleńku przestawało bić dla niego, to jednak wciąż rana była żywa. 
 
Z Marcinem pisała codziennie. Witali się rano, pisali wieczorem, zostawiał jej miłe wiadomości ,nawet kiedy wiedział, że śpi lub z innego powodu nie odczyta od razu. Kilka już nocy przegadali w całości. Widzieli się na Facebooku, NK, wysyłali sobie zdjęcia, i oboje przypadli sobie do gustu. Po miesiącu padła propozycja, że skoro Paula chce wyjechać, to niech przyjedzie do niego. Nęciło ją, korciło i kręciło. Jednak jakieś resztki zdrowego rozsądku kazały jej nie porywać się za szybko. Wiedziała już, że to nie żaden oszust, rozmawiała nawet z jego siostrą, wszędzie wszystkie dane się zgadzają, a profile istnieją od lat. Ale wciąż się bała, że to za głęboka woda. Sprawę zostawiła otwartą do przemyślenia. Z dnia na dzień topniały argumenty przeciwko temu, zgoła szalonemu, pomysłowi, i z dnia na dzień zbliżała się do Marcina coraz bardziej. Pociągał ją nie tylko fizycznie, ale też swoją osobowością, humorem i pasjami. Od kiedy zaczęli rozmawiać przez telefon, Paula odlatywała w głowie coraz bliżej Irlandii. Coraz bardziej czuła, że Marcin to jej pokrewna dusza. Zaczęła wierzyć, że nie może być przypadkiem ich poznanie, i że to właśnie do niego napisała tej feralnej nocy. Zaczęła chcieć zacząć coś nowego. I chciała zacząć to z nim.

W końcu pękła. - Przyjadę – Krótko napisała do Marcina, i czekała na jego reakcję. Wiedziała, że właśnie wraca do domu z pracy, i że za chwilę siądzie do komputera, żeby do niej napisać.

- Kiedy, kiedy, kiedy??!!!! - brzmiała odpowiedź. Paula lekko zaczerwieniona na samą myśl o tym dniu, uśmiechnęła się do monitora. 
- Myszko pisz mi szybko kiedy! Jutro rano złożę papier na urlop, muszę mieć czas, żeby porządnie się tu Tobą zająć :) - pisał dalej.
- Myślę, że dłużej niż dwa tygodnie to ja też nie wytrzymam, ale trzeba sprawdzić bilety. W każdym razie za tydzień mogę już lecieć! - odpisała rzucając wszystko na jedną kartę. 

Była podekscytowana każdym atomem swojego ciała. Marcin zaś napisał wiadomość, po której to zaczerwieniła się już na dobre:

- Pamiętasz Myszko, jak którejś nocy poniosło nas trochę i fantazjowaliśmy o seksie? Nie pomyśl sobie, że jakiś dzikus ze mnie, ale no musisz się liczyć z tym, że ja mając Cię obok nie będę w stanie utrzymać rąk przy sobie, wiesz?  
- Wiem, ale wiesz co, nie mogę się już tych Twoich rąk doczekać! - trochę zawstydzona swoją ochotą, wcisnęła enter.
- Paula, zakochałem się w Tobie! Ty jesteś cudowna, i przyjedziesz, i jak ja cholernie już tu Ciebie pragnę!  
- Widzisz, warto ludzi pocieszać ;)
- Ja Cię dopiero pocieszę Maleńka.. ;)


Tej nocy pisali jeszcze długo. Nie mogli się oderwać każde od swojego ekranu, nie mogli oderwać się od siebie.

Paula zaczęła przygotowania. Załatwiła wszelkie sprawy urzędowe, zrobiła listy zakupów, umówiła się też z przyjaciółką na piwo, żeby podzielić się z nią swoim szczęściem. Tak, Paula czuła się znowu szczęśliwa. Pomyślała nawet, że może to tak miało być, może całe to zamieszanie było potrzebne, żeby mogła otrząsnąć się już z tej miłości, która, nie oszukujmy się, pozostawiała ze strony Jaśka wiele do życzenia. Ona zaś kochała jak wariatka, ze wszystkich sił.
Anka była zafascynowana opowieścią Pauli. Nie mogła nadziwić się jej odwadze, nie mogła nadziwić się całej tej sytuacji. Anka, jako jedna z nielicznych, też nic nie wiedziała o Jaśkowych wybrykach. Obywatele trzymali ją w niewiedzy, bo ona jedna pewnie wszystko by Pauli powiedziała. Do Anki więc pretensji nie miała. Spędziły razem przegadane trzy godziny, po czym każda poleciała załatwiać swoje sprawy.

Dni szybko mijały, za cztery dni Paula będzie już w objęciach swojego Irlandczyka. Błąkając się miedzy półkami supermarketu, jednocześnie szukając pozycji z listy zakupów na kolację, wyobrażała sobie swój wyjazd. Wyobrażała sobie ich spotkanie. Z żadnym facetem tak dobrze jej się jeszcze nie rozmawiało. Pisali już otwarcie i bezwstydnie o czym tylko chcieli. Oboje zaczęli być na siebie nakręceni, i właściwie już żadne tego nie ukrywało. Chcieli się spotkać. Chcieli się zjeść!

Wyszła ze sklepu. Wiosenna pogoda, piękne plany, Paula czuła, że żyje. Właśnie wyciągała z torby butelkę z zimnym jeszcze sokiem pomarańczowym, do ugaszenia pragnienia i emocji, kiedy w tym samym momencie dostała wiadomość SMS. Odkręciła sok, schowała zakrętkę do kieszeni, po czym wolną ręką wyjęła telefon.
Zatrzymała się, pobladła, nogi się pod nią ugięły, zaś upuszczona butelka z wielkim hukiem rozwaliła się na milion kawałków o chodnik, tworząc razem z sokiem pomarańczowe pobojowisko. Ale Paula tego nie widziała. Ona widziała tylko SMS o treści: 
 
"Paula, ja byłem największym kretynem na ziemi, ja nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak ja Cię ogromnie kocham. Tęsknie, nie jem, nie śpię.. Gośka już dla mnie nie istnieje, w ogóle żadna kobieta poza Tobą już dla mnie nie istnieje.. Błagam Cię, daj mi szansę, a ja Ci to będę każdego dnia do końca świata udowadniał, że jestem tylko Twój. Nie potrafię bez Ciebie żyć, jesteś moim powietrzem. Paula, przysięgam, że już nigdy nie zostawię Cię nawet na jedną sekundę. Wybacz mi, wróć do mnie.. Ty wszystkim dla mnie jesteś!" 
 
Usiadła na najbliższej ławce, siarczyste łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
Teraz, kiedy ona już zaczęła tak drastycznie zmieniać tory, on wraca jak bumerang i chce jej z powrotem. - Nie! Nie! Nieeee! - krzyknęła przez łzy. Czuła, już czuła, jak ta pieprzona fala uczuć do Jaśka wraca. Wiedziała też, że ten jeden SMS to nie koniec. On podjął walkę, wie przecież, że jedna wiadomość wszystkiego nie załatwi. On dał znak, że zaczyna. Paula była przerażona. Siedziała na ławce jak jakaś zapłakana kukła, kompletnie nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Bała się nawet z nim spotkać. Wiedziała, że on wtedy użyje wszystkich znanych mu metod, żeby przyciągnąć ją do siebie. Wiedziała, że będzie bosko pachniał, wiedziała, że ułoży włosy w jej ulubiony sposób. Wiedziała, że zaprosi ją tam, gdzie spędzili pierwszy, i wiele kolejnych romantycznych wieczorów. Wiedziała, że będzie szarmancki, czarujący i piękny. Wiedziała. Znała go przecież. I mimo całej tragedii jaką jej wyrządził, wiedziała też, jak mocno on potrafi na nią działać. Od rozstania minęło już ponad dwa miesiące, widziała go w sumie dwa razy przelotem na ulicy, udawała, że go nie widzi. Jak ognia unikała konfrontacji, a teraz on sam do niej pisze. - I co ja mam mu odpowiedzieć? - mówiła do siebie – przecież ja go w dupę powinnam kopnąć i się wcale, nic a nic nie zastanawiać. - skarciła sama siebie, po czym ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że nie będzie łatwo.

Przez dwa dni nie odpowiedziała Jaśkowi ani słowem. Nie odebrała od niego czterech połączeń. Była po części wściekła, a po części skołowana. Kochała go i nienawidziła jednocześnie. Zranił ją do szpiku, a mimo to ona potrafiła go jeszcze kochać.

Marcin zauważył, że Paula jest jakaś inna, jakaś nieobecna, nie taka jak dwa dni temu. Nie cieszy się, unika tematu jej przyjazdu, a to przecież lada dzień. Automatycznie zrobiła się powściągliwsza w słowach, podświadomie poddała w wątpliwość to, co poczuła do Marcina. I była za to na siebie wściekła, bo w głębi serca dobrze wiedziała, że to właśnie Marcin jest facetem dla niej. Że to jest jej drwal z brodą, chociaż wcale nie był drwalem. Wiedziała, że nie pożałuje tego wyjazdu i będzie pewnie jedną z najszczęśliwszych kobiet w całej Irlandii, kiedy już się tam znajdzie, a mimo to i tak uporczywie kołatał jej się w głowie Jasiek.
Siedziała w takim zawieszeniu przeglądając jakiś portal, kiedy w oczy rzucił się jej obrazek z artykułu o przestępczości zorganizowanej. Obrazek bardzo prosty – stalowe kajdanki. Paula nagle poczuła się, jakby ktoś mocno przywalił jej w głowę. Wrzasnęła ile miała siły w gardle: „Jasiek, po moim trupie!”. Paula, kiedy zobaczyła te kajdanki, zdała sobie sprawę, że ona dała się takimi właśnie skuć Jaśkowi. Stała się niewolnicą jego uczuć i zagrywek. Wstała z kanapy, wyprostowała się, nabrała powietrza w płuca i wzięła telefon. 
 
- Cześć. Jasiek, ja nie wiem co Ty sobie wyobrażasz, zdradziłeś mnie, a teraz prosisz o wybaczenie, tylko że, jak ja bym miała Tobie znowu zaufać? Prosisz o coś, czego ja chyba zrobić już nie potrafię. Poza tym, to okrutne z Twojej strony, taka zabawa moimi uczuciami. Spierdoliłeś, oboje musimy się z tym pogodzić. - Wyrecytowała dusząc łzy, dumna z siebie, że powiedziała to, co miała zamiar. 

- Paula, – Jaśkowi załamał się głos – ja nie potrafię bez Ciebie żyć.. Kocham Cię.. 
 
Paula nie wytrzymała. Strugi łez zalały jej twarz. Płakali oboje. Przez dłuższą chwilę w słuchawce rozmawiały ze sobą jedynie ich łzy. Ona też go wciąż kochała, ale przecież miała pamiętać całe życie, że zdrady nigdy nikomu nie wybaczy. 
 
- Jasiek, ja nie mogę. Nie dam rady kochać Cię tak jak wcześniej. Po tym wszystkim chyba nigdy już nie zaufała bym Ci na sto procent, słuchaj ja nawet nie rozumiem, dlaczego Ty to zrobiłeś. 
- Bo jestem durniem Paula, skończonym kretynem, zrozumiałem już, że Ty jesteś kobietą mojego życia, że bez Ciebie mnie nie ma, niczym jestem.. - płakał, płakał jak dziecko – Paula, proszę, spotkaj się chociaż ze mną ostatni raz. Daj się ostatni raz odprowadzić do domu. Paula, ja wariuje.
- Za dwa dni wyjeżdżam. - Niemalże wyszeptała, sama nieprzekonana, do tego co mówi.


Długa cisza zapanowała na linii. Paula nie wiedziała co więcej powiedzieć, Jasiek był bliski rozpaczy. Dotarło do niego, że traci swoją największą miłość, traci uczucie, które w takim wydaniu i z taką siłą nie powróci do niego prawdopodobnie już nigdy. Uświadomił sobie, że oto ta, która miała być matką jego dzieci, właśnie wymyka mu się z rąk, i to przez jego własny kretynizm. Nienawidził się. Szczerze i serdecznie się w tym momencie nienawidził. Oddał by wszystko, poza nią, żeby tylko móc cofnąć czas, żeby móc odwrócić ten idiotyzm, którym na zawsze splamił, w jej i swoich oczach, swój honor.

Paula chciała być twarda. Chciała odmówić Jaśkowi jakiegokolwiek spotkania i zamknąć już ten rozdział raz na zawsze. Niestety nie potrafiła. Poniekąd czerpała jakąś dziwną satysfakcję z tego jego kajania się, czuła, że teraz ma nad nim władzę. I pomimo bólu, który w dużej mierze został już ukojony, chciała go jeszcze zobaczyć. Uległa. Umówili się na następny dzień. U niej w domu. Tak się złożyło, że jutro wieczorem wszyscy domownicy wychodzą, zaś Paula obiecała zająć się kotem, który w wyniku zatrucia rzuca niekontrolowane pawie w mieszkaniu – sam zostać nie może. Paula obiecała sobie, że będzie jutro najtwardszą Paulą na świecie. Będzie zimna i niedostępna, musi pokazać Jaśkowi, że to naprawdę koniec. Tak, tak sobie obiecała.

Wieczór był przygnębiający. Wiedziała, że źle zrobiła umawiając się z Jaśkiem. Wiedziała, że to już podchodzi pod nielojalność, bo chociaż z Marcinem jeszcze oficjalnie nic jej nie łączy, to jednak powiedzieli już sobie tyle, że nie ma co się oszukiwać, że nie łączy ich nic. Połączyło ich już bardzo wiele, tylko ciała jeszcze się nie spotkały.
Paula pisząc tego wieczoru ze swoim Irlandczykiem, starała się jak mogła być tą sobą co zwykle. Starała się nie myśleć o tym co będzie jutro. Starała się nie dać po sobie poznać, że chociaż udaje panowanie nad swoim sercem, to błądzi jak ślepa kura po nocy.

Marcin nie należy do głupich mężczyzn. Wyczuł, że coś jest nie tak. Ale jest też taktowny, nie zapytał. Wiedział. Miał po prostu nadzieję, że Paula nie będzie tak głupia, żeby znowu wchodzić w chory związek. Paula miała taką samą...

Dzwonek do drzwi zadzwonił kilka minut przed umówioną godziną spotkania. To co Paula zobaczyła kiedy otworzyła, było zupełnym przeciwieństwem tego, czego się spodziewała. Nigdy jeszcze nie widziała Jaśka w tak beznadziejnym stanie. Była nastawiona i przygotowana jak na wojnę, teraz zdała sobie sprawę, że przeciwnik był już właściwie na noszach. Wcale nie ucieszył jej ten widok. O wiele łatwiej było by się rozprawić z pewnym siebie i niepokornym Jaśkiem. Takiego Jaśka nie znała, nie miała pojęcia komu ma stawić czoło. Stał przed nią żywy wrak człowieka. Blady, zapuchnięty, z oczyma w kolorze purpury. Obraz nędzy i rozpaczy stąpający po ludzkim padole. Paulę ogarnął szczery żal pomieszany z niepewnością, czy to wszystko oby na pewno jest szczere.
Jasiek płakał, kajał się, przepraszał i błagał o wybaczenie. Przekonywał ją jak tylko potrafił, że będzie dla niej najlepszą wersją samego siebie, że będzie robił wszystko, żeby Paula nigdy nie pożałowała, że dała mu tą szansę.
Paula czuła się okropnie. Walczyła ze sobą, żeby cholernie mocno tego Jaśka nie przytulić, chociaż dobrze wiedziała, że nie powinna dać mu się tknąć już nigdy, ani sama go już nigdy nie powinna tykać. Tak powinno być. Tak mówi jej kodeks. Szkoda, że kodeks nie mówi jak wyrzucić za drzwi człowieka, którego mimo wszystko kochasz. Wielkie łzy spłynęły po jej policzkach. Nie miała już na to siły.

- Jasiek, nie możemy już być razem. Nie potrafię, jutro wyjeżdżam - Wyszeptała i wzięła go za rękę. - Zawsze będziesz w moim sercu, zawsze jako ten pierwszy.

Przez twarz Jaśka przeszło coś jakby porażenie. W jednej chwili zbladł do reszty, wyglądał jak papier. Nie mógł wydusić żadnego słowa. Dziwny grymas rozpaczy pomieszany z łzami sprawił, że Paula nie wytrzymała.

- Kurwa mać! Jakie to wszystko popieprzone!! - krzyknęła i rzuciła się w jego ramiona. Stali tak jak jedna, dziwna, zapłakana roślina. Nic już nie mówili. Jasiek złapał Paulę za ramiona, pogłaskał po policzku, najdelikatniej na świeci otarł łzę z jej wargi i rzucając wszystko na jedną kartę zaczął ją całować. 


CDN.  


Komentarze