Stała nad
stromym brzegiem Oceanu Atlantyckiego i płakała. Silny wiatr targał
jej włosy i ubranie, zaś od kropel wody rozbijającej się o brzeg,
była już mocno przemoczona.
To nie miało
żadnego znaczenia.
Jej dusza i
serce były już tak pokaleczone, że ani zimno, ani mokro, ani nawet
huragan, nie mogły jej już bardziej zasmucić i sponiewierać.
Straciła
wiarę.
Nie odnajdzie
Go już nigdy.
6 lat
wcześniej.
Czarna noc za
oknem nie chciała się skończyć. Paula siedziała na fotelu, w
kącie swojego pokoju, który zmuszona była znienawidzić za
przypominanie jej wspólnych wieczorów, i co chwilę od nowa
wybuchała płaczem.
Cedziła
przez zapłakane usta przeróżne okropności, mając nadzieję na
jakąkolwiek ulgę. Ale ulgi nie było. Tylko wypite wino szumiało w
głowie.
Paula
poczuła, że jak zaraz z kimś nie pogada to wybuchnie i zacznie
krzyczeć. - Tylko z kim pogadać o 3 w nocy? I w ogóle skąd ja już
mam wiedzieć, kto jest naprawdę, a kto fałszywie?
Nie
wiedziała. W ciągu jednego dnia straciła chłopaka, chociaż tak
naprawdę straciła go już wcześniej, i zaufanie do wszystkich
znajomych. W końcu przypomniała sobie, że w komunikatorze Gadu
Gadu, jest coś takiego jak katalog osób. Napisała do jednego z
osobników płci męskiej, którzy byli o tej porze aktywni.
Zresztą, było ich aktywnych całkiem sporo. Padło na pewnego
Marcina. Wiadomość była maksymalnie beznadziejnej treści,
oddającej zresztą tragiczny stan psychiki Pauli. Brzmiała tak:
"Cześć.
Sorry, że zawracam głowę, ale czy mógł byś mnie jakoś
pocieszyć Nieznajomy? Płaczę już i płaczę i końca nie widać."
Paula nie
spodziewała się odpowiedzi. Odrobinę pomogła jej sama świadomość,
że pożaliła się i ktoś na świecie wie, jak bardzo jest jej
teraz okropnie.
Odpowiedź
przyszła po kilku sekundach:
"Cześć.
Pewnie, że mogę, ale powiedz najpierw co się stało."
Przestała
płakać. Iskra bladego uśmiechu rozpaliła się w jej sercu, że
kogoś obchodzi jej marny los. Ciągle jeszcze brała pod uwagę, że
może to być równie dobrze jakiś zboczeniec, ale to się raczej
szybko okaże w praniu. Odpisała:
"Pewnie
Cię nie zaskoczę, typowo, beczę po chłopaku. Zdradzał mnie
gnojek, wszyscy dookoła wiedzieli, a ja oczywiście na końcu."
Ten temat
przerabiali krótko, ale pisali do białego rana. Przerobili swoje
rodziny, szkoły, miejsca zamieszkania, ulubione potrawy, filmy, pory
roku, hobby, a nawet marzenia. On Polak w Irlandii, wiek 28 lat, ona
Polka w Polsce, wiek 21 lat. Zasnęła równolegle z pianiem kogutów
sąsiada, ale już o wiele mniej smutna.
Żal do
znajomych nie słabł. W Pauli z dnia na dzień narastała potrzeba
rzucenia tego wszystkiego, łącznie ze studiami, w jasną cholerę,
i wyjechanie gdzieś, chociażby do pracy. Dni stawały się katorgą.
Wykłady i nauka szły jej jak krew z nosa. Dom, pokój, łóżko,
wszystko przypominało o niespełnionej, złamanej miłości. Chociaż
była już z tym pogodzona, chociaż serce pomaleńku przestawało
bić dla niego, to jednak wciąż rana była żywa.
Z Marcinem
pisała codziennie. Witali się rano, pisali wieczorem, zostawiał
jej miłe wiadomości ,nawet kiedy wiedział, że śpi lub z innego
powodu nie odczyta od razu. Kilka już nocy przegadali w całości.
Widzieli się na Facebooku, NK, wysyłali sobie zdjęcia, i oboje
przypadli sobie do gustu. Po miesiącu padła propozycja, że skoro
Paula chce wyjechać, to niech przyjedzie do niego. Nęciło ją,
korciło i kręciło. Jednak jakieś resztki zdrowego rozsądku
kazały jej nie porywać się za szybko. Wiedziała już, że to nie
żaden oszust, rozmawiała nawet z jego siostrą, wszędzie wszystkie
dane się zgadzają, a profile istnieją od lat. Ale wciąż się
bała, że to za głęboka woda. Sprawę zostawiła otwartą do
przemyślenia. Z dnia na dzień topniały argumenty przeciwko temu,
zgoła szalonemu, pomysłowi, i z dnia na dzień zbliżała się do
Marcina coraz bardziej. Pociągał ją nie tylko fizycznie, ale też
swoją osobowością, humorem i pasjami. Od kiedy zaczęli rozmawiać
przez telefon, Paula odlatywała w głowie coraz bliżej Irlandii.
Coraz bardziej czuła, że Marcin to jej pokrewna dusza. Zaczęła
wierzyć, że nie może być przypadkiem ich poznanie, i że to
właśnie do niego napisała tej feralnej nocy. Zaczęła chcieć
zacząć coś nowego. I chciała zacząć to z nim.
W końcu
pękła. - Przyjadę – Krótko napisała do Marcina, i czekała na
jego reakcję. Wiedziała, że właśnie wraca do domu z pracy, i że
za chwilę siądzie do komputera, żeby do niej napisać.
- Myszko pisz mi szybko kiedy! Jutro rano złożę papier na urlop, muszę mieć czas, żeby porządnie się tu Tobą zająć :) - pisał dalej.
- Myślę, że dłużej niż dwa tygodnie to ja też nie wytrzymam, ale trzeba sprawdzić bilety. W każdym razie za tydzień mogę już lecieć! - odpisała rzucając wszystko na jedną kartę.
Była podekscytowana każdym atomem swojego ciała. Marcin zaś napisał wiadomość, po której to zaczerwieniła się już na dobre:
- Pamiętasz Myszko, jak którejś nocy poniosło nas trochę i fantazjowaliśmy o seksie? Nie pomyśl sobie, że jakiś dzikus ze mnie, ale no musisz się liczyć z tym, że ja mając Cię obok nie będę w stanie utrzymać rąk przy sobie, wiesz?
- Wiem, ale wiesz co, nie mogę się już tych Twoich rąk doczekać! - trochę zawstydzona swoją ochotą, wcisnęła enter.
- Paula, zakochałem się w Tobie! Ty jesteś cudowna, i przyjedziesz, i jak ja cholernie już tu Ciebie pragnę!
- Widzisz, warto ludzi pocieszać ;)
- Ja Cię dopiero pocieszę Maleńka.. ;)
Tej nocy
pisali jeszcze długo. Nie mogli się oderwać każde od swojego
ekranu, nie mogli oderwać się od siebie.
Paula zaczęła
przygotowania. Załatwiła wszelkie sprawy urzędowe, zrobiła listy
zakupów, umówiła się też z przyjaciółką na piwo, żeby
podzielić się z nią swoim szczęściem. Tak, Paula czuła się
znowu szczęśliwa. Pomyślała nawet, że może to tak miało być,
może całe to zamieszanie było potrzebne, żeby mogła otrząsnąć
się już z tej miłości, która, nie oszukujmy się, pozostawiała
ze strony Jaśka wiele do życzenia. Ona zaś kochała jak wariatka,
ze wszystkich sił.
Anka była
zafascynowana opowieścią Pauli. Nie mogła nadziwić się jej
odwadze, nie mogła nadziwić się całej tej sytuacji. Anka, jako
jedna z nielicznych, też nic nie wiedziała o Jaśkowych wybrykach.
Obywatele trzymali ją w niewiedzy, bo ona jedna pewnie wszystko by
Pauli powiedziała. Do Anki więc pretensji nie miała. Spędziły
razem przegadane trzy godziny, po czym każda poleciała załatwiać
swoje sprawy.
Dni szybko
mijały, za cztery dni Paula będzie już w objęciach swojego
Irlandczyka. Błąkając się miedzy półkami supermarketu,
jednocześnie szukając pozycji z listy zakupów na kolację,
wyobrażała sobie swój wyjazd. Wyobrażała sobie ich spotkanie. Z
żadnym facetem tak dobrze jej się jeszcze nie rozmawiało. Pisali
już otwarcie i bezwstydnie o czym tylko chcieli. Oboje zaczęli być
na siebie nakręceni, i właściwie już żadne tego nie ukrywało.
Chcieli się spotkać. Chcieli się zjeść!
Wyszła ze
sklepu. Wiosenna pogoda, piękne plany, Paula czuła, że żyje.
Właśnie wyciągała z torby butelkę z zimnym jeszcze sokiem
pomarańczowym, do ugaszenia pragnienia i emocji, kiedy w tym samym
momencie dostała wiadomość SMS. Odkręciła sok, schowała
zakrętkę do kieszeni, po czym wolną ręką wyjęła telefon.
Zatrzymała
się, pobladła, nogi się pod nią ugięły, zaś upuszczona butelka
z wielkim hukiem rozwaliła się na milion kawałków o chodnik,
tworząc razem z sokiem pomarańczowe pobojowisko. Ale Paula tego nie
widziała. Ona widziała tylko SMS o treści:
"Paula,
ja byłem największym kretynem na ziemi, ja nawet nie zdawałem
sobie sprawy, jak ja Cię ogromnie kocham. Tęsknie, nie jem, nie
śpię.. Gośka już dla mnie nie istnieje, w ogóle żadna kobieta
poza Tobą już dla mnie nie istnieje.. Błagam Cię, daj mi szansę,
a ja Ci to będę każdego dnia do końca świata udowadniał, że
jestem tylko Twój. Nie potrafię bez Ciebie żyć, jesteś moim
powietrzem. Paula, przysięgam, że już nigdy nie zostawię Cię
nawet na jedną sekundę. Wybacz mi, wróć do mnie.. Ty wszystkim
dla mnie jesteś!"
Usiadła na
najbliższej ławce, siarczyste łzy zaczęły spływać po jej
policzkach.
Teraz, kiedy
ona już zaczęła tak drastycznie zmieniać tory, on wraca jak
bumerang i chce jej z powrotem. - Nie! Nie! Nieeee! - krzyknęła
przez łzy. Czuła, już czuła, jak ta pieprzona fala uczuć do
Jaśka wraca. Wiedziała też, że ten jeden SMS to nie koniec. On
podjął walkę, wie przecież, że jedna wiadomość wszystkiego nie
załatwi. On dał znak, że zaczyna. Paula była przerażona.
Siedziała na ławce jak jakaś zapłakana kukła, kompletnie nie
wiedząc co ma ze sobą zrobić. Bała się nawet z nim spotkać.
Wiedziała, że on wtedy użyje wszystkich znanych mu metod, żeby
przyciągnąć ją do siebie. Wiedziała, że będzie bosko pachniał,
wiedziała, że ułoży włosy w jej ulubiony sposób. Wiedziała, że
zaprosi ją tam, gdzie spędzili pierwszy, i wiele kolejnych
romantycznych wieczorów. Wiedziała, że będzie szarmancki,
czarujący i piękny. Wiedziała. Znała go przecież. I mimo całej
tragedii jaką jej wyrządził, wiedziała też, jak mocno on potrafi
na nią działać. Od rozstania minęło już ponad dwa miesiące,
widziała go w sumie dwa razy przelotem na ulicy, udawała, że go
nie widzi. Jak ognia unikała konfrontacji, a teraz on sam do niej
pisze. - I co ja mam mu odpowiedzieć? - mówiła do siebie –
przecież ja go w dupę powinnam kopnąć i się wcale, nic a nic nie
zastanawiać. - skarciła sama siebie, po czym ukryła twarz w
dłoniach. Wiedziała, że nie będzie łatwo.
Przez dwa dni
nie odpowiedziała Jaśkowi ani słowem. Nie odebrała od niego
czterech połączeń. Była po części wściekła, a po części
skołowana. Kochała go i nienawidziła jednocześnie. Zranił ją do
szpiku, a mimo to ona potrafiła go jeszcze kochać.
Marcin
zauważył, że Paula jest jakaś inna, jakaś nieobecna, nie taka
jak dwa dni temu. Nie cieszy się, unika tematu jej przyjazdu, a to
przecież lada dzień. Automatycznie zrobiła się powściągliwsza w
słowach, podświadomie poddała w wątpliwość to, co poczuła do
Marcina. I była za to na siebie wściekła, bo w głębi serca
dobrze wiedziała, że to właśnie Marcin jest facetem dla niej. Że
to jest jej drwal z brodą, chociaż wcale nie był drwalem.
Wiedziała, że nie pożałuje tego wyjazdu i będzie pewnie jedną z
najszczęśliwszych kobiet w całej Irlandii, kiedy już się tam
znajdzie, a mimo to i tak uporczywie kołatał jej się w głowie
Jasiek.
Siedziała w
takim zawieszeniu przeglądając jakiś portal, kiedy w oczy rzucił
się jej obrazek z artykułu o przestępczości zorganizowanej.
Obrazek bardzo prosty – stalowe kajdanki. Paula nagle poczuła się,
jakby ktoś mocno przywalił jej w głowę. Wrzasnęła ile miała
siły w gardle: „Jasiek, po moim trupie!”. Paula, kiedy zobaczyła
te kajdanki, zdała sobie sprawę, że ona dała się takimi właśnie
skuć Jaśkowi. Stała się niewolnicą jego uczuć i zagrywek.
Wstała z kanapy, wyprostowała się, nabrała powietrza w płuca i
wzięła telefon.
- Paula, – Jaśkowi załamał się głos – ja nie potrafię bez Ciebie żyć.. Kocham Cię..
Paula nie
wytrzymała. Strugi łez zalały jej twarz. Płakali oboje. Przez
dłuższą chwilę w słuchawce rozmawiały ze sobą jedynie ich łzy.
Ona też go wciąż kochała, ale przecież miała pamiętać całe
życie, że zdrady nigdy nikomu nie wybaczy.
- Bo jestem durniem Paula, skończonym kretynem, zrozumiałem już, że Ty jesteś kobietą mojego życia, że bez Ciebie mnie nie ma, niczym jestem.. - płakał, płakał jak dziecko – Paula, proszę, spotkaj się chociaż ze mną ostatni raz. Daj się ostatni raz odprowadzić do domu. Paula, ja wariuje.
- Za dwa dni wyjeżdżam. - Niemalże wyszeptała, sama nieprzekonana, do tego co mówi.
Długa cisza
zapanowała na linii. Paula nie wiedziała co więcej powiedzieć,
Jasiek był bliski rozpaczy. Dotarło do niego, że traci swoją
największą miłość, traci uczucie, które w takim wydaniu i z
taką siłą nie powróci do niego prawdopodobnie już nigdy.
Uświadomił sobie, że oto ta, która miała być matką jego
dzieci, właśnie wymyka mu się z rąk, i to przez jego własny
kretynizm. Nienawidził się. Szczerze i serdecznie się w tym
momencie nienawidził. Oddał by wszystko, poza nią, żeby tylko móc
cofnąć czas, żeby móc odwrócić ten idiotyzm, którym na zawsze
splamił, w jej i swoich oczach, swój honor.
Paula chciała
być twarda. Chciała odmówić Jaśkowi jakiegokolwiek spotkania i
zamknąć już ten rozdział raz na zawsze. Niestety nie potrafiła.
Poniekąd czerpała jakąś dziwną satysfakcję z tego jego kajania
się, czuła, że teraz ma nad nim władzę. I pomimo bólu, który
w dużej mierze został już ukojony, chciała go jeszcze zobaczyć.
Uległa. Umówili się na następny dzień. U niej w domu. Tak się
złożyło, że jutro wieczorem wszyscy domownicy wychodzą, zaś
Paula obiecała zająć się kotem, który w wyniku zatrucia rzuca
niekontrolowane pawie w mieszkaniu – sam zostać nie może. Paula
obiecała sobie, że będzie jutro najtwardszą Paulą na świecie.
Będzie zimna i niedostępna, musi pokazać Jaśkowi, że to naprawdę
koniec. Tak, tak sobie obiecała.
Wieczór był
przygnębiający. Wiedziała, że źle zrobiła umawiając się z
Jaśkiem. Wiedziała, że to już podchodzi pod nielojalność, bo
chociaż z Marcinem jeszcze oficjalnie nic jej nie łączy, to jednak
powiedzieli już sobie tyle, że nie ma co się oszukiwać, że nie
łączy ich nic. Połączyło ich już bardzo wiele, tylko ciała
jeszcze się nie spotkały.
Paula pisząc
tego wieczoru ze swoim Irlandczykiem, starała się jak mogła być
tą sobą co zwykle. Starała się nie myśleć o tym co będzie
jutro. Starała się nie dać po sobie poznać, że chociaż udaje
panowanie nad swoim sercem, to błądzi jak ślepa kura po nocy.
Marcin nie
należy do głupich mężczyzn. Wyczuł, że coś jest nie tak. Ale
jest też taktowny, nie zapytał. Wiedział. Miał po prostu
nadzieję, że Paula nie będzie tak głupia, żeby znowu wchodzić w
chory związek. Paula miała taką samą...
Dzwonek do
drzwi zadzwonił kilka minut przed umówioną godziną spotkania. To
co Paula zobaczyła kiedy otworzyła, było zupełnym przeciwieństwem
tego, czego się spodziewała. Nigdy jeszcze nie widziała Jaśka w
tak beznadziejnym stanie. Była nastawiona i przygotowana jak na
wojnę, teraz zdała sobie sprawę, że przeciwnik był już
właściwie na noszach. Wcale nie ucieszył jej ten widok. O wiele
łatwiej było by się rozprawić z pewnym siebie i niepokornym
Jaśkiem. Takiego Jaśka nie znała, nie miała pojęcia komu ma
stawić czoło. Stał przed nią żywy wrak człowieka. Blady,
zapuchnięty, z oczyma w kolorze purpury. Obraz nędzy i rozpaczy
stąpający po ludzkim padole. Paulę ogarnął szczery żal
pomieszany z niepewnością, czy to wszystko oby na pewno jest
szczere.
Jasiek
płakał, kajał się, przepraszał i błagał o wybaczenie.
Przekonywał ją jak tylko potrafił, że będzie dla niej najlepszą
wersją samego siebie, że będzie robił wszystko, żeby Paula nigdy
nie pożałowała, że dała mu tą szansę.
Paula czuła
się okropnie. Walczyła ze sobą, żeby cholernie mocno tego Jaśka
nie przytulić, chociaż dobrze wiedziała, że nie powinna dać mu
się tknąć już nigdy, ani sama go już nigdy nie powinna tykać.
Tak powinno być. Tak mówi jej kodeks. Szkoda, że kodeks nie mówi
jak wyrzucić za drzwi człowieka, którego mimo wszystko kochasz.
Wielkie łzy spłynęły po jej policzkach. Nie miała już na to
siły.
- Jasiek, nie
możemy już być razem. Nie potrafię, jutro wyjeżdżam -
Wyszeptała i wzięła go za rękę. - Zawsze będziesz w moim sercu,
zawsze jako ten pierwszy.
Przez twarz
Jaśka przeszło coś jakby porażenie. W jednej chwili zbladł do
reszty, wyglądał jak papier. Nie mógł wydusić żadnego słowa.
Dziwny grymas rozpaczy pomieszany z łzami sprawił, że Paula nie
wytrzymała.
- Kurwa mać!
Jakie to wszystko popieprzone!! - krzyknęła i rzuciła się w jego
ramiona. Stali tak jak jedna, dziwna, zapłakana roślina. Nic już
nie mówili. Jasiek złapał Paulę za ramiona, pogłaskał po
policzku, najdelikatniej na świeci otarł łzę z jej wargi i
rzucając wszystko na jedną kartę zaczął ją całować.
CDN.
Komentarze
Prześlij komentarz