Dotarcie z domu na lotnisko zajęło Pauli kilka godzin, takie uroki mieszkania na prowincji. Przez cały ten czas w jej głowie kłębiło się setki myśli, o Jaśku, o Marcinie, o tym co ją czeka i o tym co zostawiła. Miała o czym myśleć. Nie była pewna już absolutnie niczego, ale wiedziała, że jeżeli do Marcina nie poleci, to będzie się do końca życia zastanawiać czy nie przegapiła miłości swojego życia.
Ciągle
ma przed oczami widok zmarnowanego Jaśka, i ciągle jeszcze czuje
jego smak na ustach.
Jednak przepełniała ją duma, zadowolenie, że
leci do ukochanego z czystym sumieniem, że Jasiek nie zdołał
omotać jej na tyle, żeby jeszcze raz mu się oddała. Było blisko,
to fakt, i chociaż przez chwilę bardzo chciała, opanowała się.
Byli już na kanapie, najbliższym legowisku jakie było po drodze,
Paula już bez bluzki, chociaż jeszcze w staniku, zaś Jasiek już
tylko w gaciach, zaczął rozpinać jej spodnie. W tym momencie
Paula, po raz pierwszy od czasu rozstania, była sobie wdzięczna za
bujną wyobraźnię. Kiedy Jasiek zaczął majstrować przy jej
guziku, w jednej chwili przed oczyma stanął jej obraz, kiedy on te
spodnie rozpina Gośce. Poczuła obrzydzenie, wściekłość, jednym
ruchem zrzuciła z siebie Jaśka na podłogę, ubrała się, i
oznajmiając że to definitywny koniec, kazała mu wyjść. Kiedy
przypomniała sobie o bólu jaki jej zadał, o hektolitrach
wylanych łez, przestało ją wzruszać jego cierpienie, przestała
zważać na jego łzy i w końcu potraktowała go tak, jak na to
zasłużył.
Kiedy
wyszedł, a właściwie został wyrzucony, Paula od razu pobiegła do
swojego komputera. Otrząsnęła się z wątpliwości, napisała do
Marcina wiadomość, która z pewnością trochę go uspokoi
kiedy odczyta ją po powrocie z pracy, i chociaż wiedziała, że nie
będzie mogła dziś zasnąć, położyła się do swojego łóżka,
które w końcu przestało pachnieć Jaśkiem. Słuchała
muzyki, gapiła się w sufit, i nie mogła doczekać się spotkania
ze swoim brodatym drwalem, który wcale nie był drwalem.
Nie
jest to opowieść o katastrofach lotniczych, toteż lot zakończył
się w planowanym czasie i całkowicie szczęśliwie. Paula była
podekscytowana do granic możliwości. Chociaż wiedziała, że to
raczej nierealne, to jednak bała się, czy Marcin w ogóle
przyjedzie po nią na to lotnisko. Właściwie to od momentu, kiedy
przekroczyła próg portu w Warszawie, bała się już
wszystkiego. Bała się co ją tu spotka i czy Marcin okaże się
takim naprawdę super Marcinem, czy też dała się omotać jakiemuś
szaleńcowi, który zamknie ją na wieki w piwnicy. Setki myśli
pędziło przez jej głowę, wpadając i wypadając z prędkością
światła. Nie czuła nawet upływu czasu, obawy i marzenia
całkowicie odcięły ją od rzeczywistości. Dłonie miała całe
spocone, nogi lekko gąbczaste. Stała z tym swoim ogromnym plecakiem
w kolorze pistacji, oraz czerwoną torebką, wyglądając na dość
zagubioną.
Nagle
zatrzymał się, wyraz jego twarzy z zaniepokojonego zmienił się na
błogi. Zobaczył ją. Wydała mu się piękna, zabawna i urocza.
Stała tam, trochę przestraszona, niepewna, z tym wielkim plecakiem
zupełnie nieproporcjonalnym do jej drobnej sylwetki. Długie ciemne
włosy, poplątane po kilkunastu godzinach od wyjścia z domu,
przepięknie zdobiły jej plecy. Marcin właśnie dopełnił aktu
zakochania się po uszy. Brakowało mu tylko tego, zobaczyć ją,
taką naturalną, nieświadomą że jest obserwowana, na żywo.
Wolnym,
bardzo wolnym krokiem Marcin ruszył w stronę Pauli. Miał dziwne
wrażenie, że może ją spłoszyć, kiedy podejdzie za szybko. Albo,
że to wszystko tylko sen, i on sam może się obudzić, kiedy wykona
zbyt gwałtowne ruchy. Czuł się jak mały chłopiec, który
właśnie zakochał się w przepięknej sąsiadce i chce iść jej to
powiedzieć. Nie poznawał sam siebie, zwykle pewny i odważny facet,
struchlał na widok drobnej dziewczyny, która w jego oczach
urosła już do co najmniej bogini. Zwątpił, czy uda mu się
przywitać Paulę tak jak to sobie zaplanował, tak żeby przełamać
pierwsze lody. Nagle Paula oderwała wzrok od podłogi i podniosła
go dokładnie na twarz Marcina. Nieśmiały uśmiech zagościł na
jej twarzy. Marcin, nie zatrzymując się, wziął głęboki wdech i
pokonał ostatnie metry dzielące ich od siebie.
Nic
nie mówił. Stanął naprzeciwko niej, bardzo blisko, położył
swoje dłonie na jej ramionach, podarował jej spojrzenie pełne
pożądania, miłości i szczęścia, po czym nie bacząc na nic,
zdecydowanym pociągnięciem przyciągnął jej twarz do swojej i
pocałował tak namiętnie, że gdyby posadzka pod nimi była
wykonana z lodu, z pewnością całkowicie by się w tym momencie
rozpuściła.
Paula
była jak zaczarowana. Marzyła o takim powitaniu, marzyła o takim
facecie, który po prostu wie, jak się prawidłowo witać,
który wie jak dać kobiecie poczuć, że rozpala go ona do
czerwoności. Czuła się teraz tak, jak nie czuła się jeszcze
nigdy. Czuła się wspaniale. Pocałunek trwał krótko, po nim
Marcin objął Paulę, tak mocno jakby chciał stać się z nią
jedną istotą. Stali tak przytuleni dobrych parę minut, chcąc
chyba nadrobić te wszystkie razy, kiedy bardzo chcieli, a przytulić
się nie mogli.
- Chodź Aniele, jedziemy do domu.
Powiedział, i poprowadził ją na parking.
- Skarbie, siadaj gdzie tylko Ci się podoba. Ty sobie podzwoń gdzie trzeba, a ja nam w tym czasie zrobię kawę. Pewnie jesteś dość zmęczona po tych przeprawach.
Kiedy
już uspokoiła rodziców, mogła na spokojnie zadzwonić do
Anki. Kiedy po czwartym sygnale ta w końcu odebrała telefon, Paula
nie dając jej dojść do słowa niemalże zakrzyczała ją swoim
szczęściem i entuzjazmem.
- Paula, zrób chociaż sekundę przerwy w tym słowotoku, to odpowiem Ci coś na pewno - Lekko sarkastycznie zaczęła Anka, po czym ciągnęła dalej:
- Mega się cieszę, że wszystko ok, i że w ogóle taka sielanka, ale wiesz, muszę Ci coś powiedzieć. Jasiek szaleje. Wczoraj wieczorem wpadł do mnie jak wariat, na zmianę krzyczał, płakał, ogólnie histeria. Powiedział że będzie Cię szukał, że nawet na końcu świata Cię znajdzie i jak będzie trzeba to będzie walczył o Ciebie z każdym z kim tylko będzie musiał. Starałam się mu wytłumaczyć, że przecież to Twoja decyzja z kim Ty chcesz być, że on swoją szansę już miał, i że nie może Ci tak z butami w życie wchodzić, ale on jest jak w jakimś amoku, nic w ogóle do niego nie dociera. Tak szczerze, to trochę się go przeraziłam, on ma jakiś obłęd w oczach. Jak tak dalej pójdzie to skończy u czubków albo jeszcze coś gorszego się stanie.
- Paula, no i właśnie tu jest najgorsza część tego co Ci chcę powiedzieć. - Anka przełknęła ślinę i ciągnęła dalej. - Twoja mama spotkała się gdzieś przypadkiem z mamą Jaśka, a że nie wiedziała jak kiepsko wyglądają sprawy między Wami, to pochwaliła się Teresce gdzie jesteś. Chyba nawet nazwę tej Waszej wichury podała, bo gdyby jeszcze samo Galway, to pół biedy. - Zamilkła na chwilę, i dodała ściszonym głosem: - On mi wczoraj powiedział, że już zabukował bilet, tylko nie dodał na kiedy..
- O Boże... - W głosie Pauli słychać było rozpacz. - To jakiś koszmar przecież.
Nie
– pomyślała – nic nie mówię, nie ma szans, żeby nie
znając dokładnego adresu, ani nie wiedząc jak nazywa się
człowiek, u którego mieszka, tak łatwo ją znalazł.
Uspokajając sama siebie, postanowiła już o tym nie myśleć. Nie
po to tu jest, żeby zamartwiać się Jaśkiem, tylko po to, żeby
cieszyć się Marcinem. Po czym uśmiechnęła się i wzięła do
ręki filiżankę przepięknie pachnącej kawy, zakochani w sobie po uszy, zaczęli
rozmawiać o planach na resztę dnia.
C.D.N.
C.D.N.
Tu link do części pierwszej.
Komentarze
Prześlij komentarz