Ratunku!!! On nie wymusza, to HNB!!


Właściwie, to się boję co z Niego wyrośnie. I boję się też, czy ja tego doczekam.. W sensie, czy nie skończę w wariatkowie.

Spotkaliście się kiedyś z określeniem High Need Babies? Tu taki leciutki zarys, na końcu tekstu umieszczam odsyłacz do całego artykułu na ten temat:


High Need Babies bardzo dużo płaczą, są zaprzeczeniem powiedzenia, że małe dzieci tylko jedzą i śpią. Łatwo przekraczają próg dyskomfortu – przeszkadza im byle dźwięk, światło, fakt, że leżą w wózku, a nie w ramionach rodzica. W skrajnych przypadkach potrafią płakać, zanim otworzą oczy po przebudzeniu ido ostatnich sekund przed zaśnięciem. Jednocześnie ich reakcja na doświadczenie dyskomfortu jest bardzo intensywna – HNB często nie dają rodzicom sygnałów ostrzegawczych w postaci kwęknięć czy pojękiwania – od razu zanoszą się histerycznym płaczem lub wrzaskiem. Dlatego zapewnienie im komfortowych warunków, a tym samym spokoju staje się często nie lada wyzwaniem dla rodziców. „

Na opis takich dzieci trafiłam dawno, jeszcze kiedy byłam mamą tylko Kacpra. Był taki czas, że jakoś więcej wtedy płakał, zapytałam więc internet, co o tym myśli. Wujek jak zawsze niezawodnie, rzucił mi kilka opcji. Jedną z nich były właśnie HNB. Przeczytałam wtedy ten artykuł (z którego dałam cytat i macie go na dole) i w sumie z uśmiechem odeszłam od monitora. To było ZDECYDOWANIE nie to. On był tylko trochę marudny, spał jak kamień. (Okazało się, że to ząbek wychodził) W ogóle pierwsza myśl była surowa, że to chyba jednak rodzice dopuszczają do tego, że dzieci tak wariują, że te HNB to jakieś szaleństwo. W każdym razie, pocieszona, na jakiś czas zupełnie o tym zapomniałam.

Aż urodził się Mikołaj... (Sorry, wyjęty został :P )
Początki były niewinne. Wiadomo, wcześniak, walka o życie, malutki, cichutki.. Nikt się nie spodziewał, że prawdziwa walka, walka z własną cierpliwością, dopiero przed nami.

Okres szpitalny minął, pod tym względem, raczej bezboleśnie. Początki w domu też jeszcze niczego nie zapowiadały, ale dość szybko dało się zauważyć, że Mały jest zupełnie innym dzieckiem, niż jego brat. Od początku delikatniejszy, od początku przyklejony do mnie jak druga skóra, od początku szalenie nielubiący obcych. Oczywiście tłumaczyliśmy to jako pozostałość po szpitalu. No mógł mieć niedosyt bliskości, i mógł mieć dość obcych.

Czas mija, Mikołaj ma pół roku...
... rok...
... a ja nadal nie mogę zdjąć go z rąk, kiedy w domu jest ktoś poza domownikami. I nie ma, że nie, bo wrzask będzie taki, że i tak wszyscy sobie pójdą.

Wszechobecna histeria to główny punkt programu. Od początku.

Bo mleczko się rozlało..
Bo smoczek się zgubił..
Bo on leży nie tu..
Bo poduszka nie ta.. dziś nie ta, jutro pewnie będzie ta..
Bo dziadek poszedł..
Bo mleko o ćwierć stopnia za zimne..
Bo trzeba przewinąć..
Histeria hard bo trzeba przebrać..
Bo trzeba czapkę nałożyć..
Bo mama poszła siku..
Bo kocyk nie ten..
Bo chciał rzucić czymś przed siebie w złości, a walną się sam..
Bo chciał rzucić, a mu nie wyszło, nawet się nie walnął..
Bo chciał rzucić a mama mu zabrała..
Bo pies poszedł na dwór..
Bo pogoda mu się nie podoba..
Bo się nie wyspał..
Bo strzyknęło mi w kolanie i się obudził..

Serio, mogę tak przez dwie strony, ale chodzi o to, żeby zobrazować skalę problemu. Niestety, muszę też przyznać, że to nie jest wymuszanie ze strony dziecka. Kajam się i przepraszam wszystkich rodziców HNB. Nikt nie zrozumie, dopóki nie trafi.

Obecnie Miki ma dwa lata i cztery miesiące. Mniej więcej od grudnia zaczął tolerować obcych w domu. Przestał histerycznie płakać, kiedy oddalam się dalej niż o pół metra i nawet jest zainteresowany nowo przybyłym. Do swojej neurologopedy zaczął się odzywać po roku wizyt.

Zdecydowanie jest lepiej, niż pół roku temu, i o niebo lepiej, niż rok temu, ale należy pamiętać, że pozycja wyjściowa zakrawała na szaleństwo. Zresztą, nadal nie znamy dnia, raczej godziny, i powodu przez który wybuchnie płacz. A wybucha właściwie codziennie. Czasem wystarczy, że brat mu coś zabierze, i przez 10 minut nie daje się opanować, wrzeszczy i nic a nic do niego nie trafia. Tryb wrzask - do odwołania.

Ostatnio oddał psu kawałek swojej kanapki, po czym przypełznął po następną. Powiedziałam, że wie przecież, żeby nie oddawać psu, pies ma swoje. Zanim zdążyłam dodać „już Ci robię”, on zdążył wybuchnąć. I nawet kanapka już nie pomogła, dopiero kiedy się ładnych parę minut później uspokoił, cichutko wyszeptał am.

To nie tak, że ja go zostawiam, niech sobie płacze. Fakt, gdzieś tam w bezsilności, zdarzyło mi się wyjść, żeby nie zwariować, nie zareagować jak zwierze na skraju wytrzymałości, a do dzieci zawołać kogoś z naładowaną baterią. W każdym razie, ręce nie zawsze pomagają. Bywa, że nic nie pomaga. Po prostu nic.. Możesz puszczać konfetti, skakać na głowie, przynieść kontrabas, słonia przyprowadzić.. Często nawet nie daje się wziąć na te ręce, odpycha, rzuca się, wygina i wyślizguje jak mokra ryba.

Jednak równowaga musi być, i Mikołaj jest też dzieckiem niesamowicie uroczym. Potrafi być słodki jak pralinka. Strzela takie miny, że już niejeden poległ ze śmiechu, i chociaż zapowiada się, że będzie z niego niezły agent, to dostarcza nam też codziennie dużą dawkę radości. Wspomniałam, że jest też przeraźliwie uparty? Jak coś sobie raz wbije – nie wybijesz. Raz policzyłam. Tzn doliczyłam do 30 i dałam spokój. Trzydzieści razy zabierałam go od szafki, a on z jokerowym uśmiechem wracał tam z powrotem. Ja rozumiem 10, 15 razy, ale żeby nie znudziło się po 30? Kacprowi wystarczało około 10 i szukał nowej rozrywki. Miki zaś musi do skutku, żeby padał po drodze to i tak pójdzie. I to mnie akurat w jego charakterze cieszy. Oby mu ta niezłomność została na zawsze. I oby mu te histerie przeszły jak najprędzej.


Jakiś tam czas temu, marudziłam mojej mamie na Mikołaja, że tak marudzi, że rozczeniowiec wieczny, że ja już siły nie mam tego płaczu słuchać..

Mama pokiwała głową, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się, i powiedziała:

- A wiesz co? Ty byłaś dokładnie taka sama...


Link do artykułu o HNB  ►TU
źródło: dziecisawazne.pl



 

Komentarze