Nasze odludzie. Część I.



Wygląda na to, że szalony agent nieruchomości tym razem nie kłamał. Ma na sumieniu różne dziwne akcje, wysyłał ludzi do oglądania starych szop, zamiast „lekko podniszczonych domków”, ale naszym oczom ukazała się duża chata, na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądająca najgorzej. Czas odbijał się w niej niczym w lustrze, pamiętała upalne lata i mroźne zimy. Dwa dęby, rosnące przy lewym i prawym rogu budynku, swoją potęgą zdawały się umacniać jej ściany.

Chata w całości była drewniana, osadzona na pięknej, solidnej, kamiennej podmurówce, dokładnie tak, jak chciałam. Okna dość mocno podniszczone, pewnie będą do wymiany, ale tego akurat się spodziewaliśmy. Oczyma wyobraźni, widziałam się już krzątającą po kuchni swojej chaty, w fartuszku w niezapominajki, gotując przysmaki dla moich chłopaków.


- Spójrz! - zawołałam do M. - tu jest idealne miejsce na ogród, a tam na sad brzoskwiniowy. - Entuzjastycznie i z bananem na całą powierzchnię twarzy, tworzyłam projekt swojego raju na ziemi. 
- O, a tam trzeba postawić garaż na motorówkę. - w końcu uruchomiwszy swoją wyobraźnię M. zaczął rozglądać się dookoła z uśmiechem na twarzy.
- Nie wierzę, że to robimy. - Stwierdziłam, mając w głowie wszelkie wygody cywilizacji, których może nam tu brakować. - To będzie przygoda naszego życia. - Wymamrotałam kładąc się na gruby dywan z niekoszonych traw, odganiając wszelkiej maści robactwo, i podziwiając jednocześnie cumulusy na niebie.
- Będzie padać. - Rzuciłam wcale nie przekonana.
- A co, tukana słyszałaś? - Zaśmiał się M.
- Nie, chmury się burzą, więc może być burza. Chodź, spróbujmy wejść do środka.



Stan schodów pozostawiał wiele do życzenia. Poręcze właściwie nie istnieją. W dwóch stopniach są ogromne dziury, dwa to jedna wielka dziura, trzy są spękane jak nieszczęście, zaś jeden wygląda prawie jak nowy.

Solidne drzwi wejściowe zdawały się zapraszać mieszkańców a odstraszać złodziei. Nie mają żadnych szybek, zdobień, judasza czy innych ceregieli; po prostu solidny kawał drewna. Pięknie oheblowane i zaokrąglone, okute w mocne zawiasy, tworzą obraz wspaniałych drzwi.



Chata w środku, okazała się nie żadną chatą, tylko pięknym domem z idealnym rozkładem pomieszczeń. Główny punk stanowi wielki salon, z ogromnym kominkiem w całości zrobionym z kamieni, takich samych jak podmurówka domu. Drewniane, grube bale składające się na budowę ścian i sufitu, sprawiają wrażenie nietkniętych czasem, poza pajęczynami i lekkim brudem, zdają się być jak nowe.

Na środku, dumnie niczym muzealna ozdoba, stoi ława z ciętego wzdłuż pnia dębu, okalają ją dwa fotele i kanapa, w całości drewniane, pozbawione jednak poduch na siedziskach.


- Zielone będą. - Powiedziałam do M. zadowolona ze swojej wizji. 
- Co będzie zielone? - Zapytał zdziwiony.
- O mamo, no poduchy na kanapie będą zielone. - Wyśpiewałam entuzjastycznie.
- Mogą być zielone. Ale dla kontrastu na fotelach pomarańczowe, dobra? - Zapytał. 
 

Zdziwił mnie nieco, ten dekoratorski polot męża, więc zapobiegawczo poinformowałam, że wystrojem kuchni zajmę się sama, po czym tam właśnie skierowałam swoje kroki.



Kuchnia jest duża, jasna i prawie taka, jaką miałam nadzieję zobaczyć. Wielki drewniany stół jest zdecydowanie sercem tego domu. Wygląda jak najsolidniejszy stół na świecie. Całość dopełniają, pamiętające pewnie tysiące obiadów, meble z duszą. Rzeźbienia na frontach, pomalowane ciemniejszą bejcą, aż prosiły o zapytanie, czyje ręce zrobiły takie cudeńka.



Nie mogłam wprost uwierzyć, że to wszystko może być nasze, i to w miejscu, gdzie chcemy przenieść nasze życie.



Dom posiada dwie sypialnie, obie dość duże i obie całkowicie puste.

Łazienka również do małych nie należy, a na jej wyposażenie składają się mała, dość brzydka umywalka i muszla klozetowa, również do wymiany. Widoczne jest miejsce, gdzie stała wanna.
- Potrzebny tu będzie konkretny remoncik. - Stwierdziłam, spoglądając na reakcję M. 
- Owszem, - odrzekł - ale przecież mogło być gorzej.
- Co o tym wszystkim myślisz? - Zapytałam z nutą niepewności głosie. - Dobrze robimy? Ciągle mam wątpliwości.
- Dobrze! Teraz już jestem pewny, że dobrze. Popatrz. - Wskazał palcem na łąkę za oknem. - Tam będzie Twój ogródek warzywny, a trochę obok, w lewo, zbudujemy moją stolarnię.



***


- Nie, nie, nie! Ja chcę łóżko z tej strony! - Odpowiedziałam poruszona pomysłem M., żeby postawić je z drugiej - chcę tu bo nie będę się wysypiać!
- Skąd wiesz, przecież jeszcze tu nie spałaś? - Sprytnie zauważył.
- No jak to kobieta, wiem i już. - Odpowiedziałam zastanawiając się, czy faktycznie z tej drugiej nie było by lepiej. - Stawiajmy już to łóżko, mamy mało czasu, jeśli bardzo chcesz, możemy spróbować tak, jak wymyśliłeś. 
 

Ostatecznie łóżko stanęło w całkiem innym miejscu, niż oba proponowane. Urządzenie jako tako naszej sypialni, zajęło nam mniej więcej dwie godziny. Wcześniej przez półtora sprzątaliśmy jak szaleni, w sumie więc trzy i pół godziny ciężkiej pracy, która zaowocowała bardzo miłym miejscem do spędzania wieczorów i nocy.

Ogarnięcie i umeblowanie pokoju chłopaków, zajęło nam godzin trzy. W efekcie pokój stał się bardzo przytulnym miejscem, z którego wcale nie chciało się wychodzić, jednak czas naglił.

Łazienka poszła sprawniej, ale jak by nie było, półtora godziny zawzięcie wszystko szorowaliśmy. Czekamy na dostawę wanny, umywalki i muszli na nasz stary adres, wtedy załadujemy je do ciężarówki i razem z resztą mebli i kwiatów przywieziemy je tutaj następnym razem. Żadna firma nie oferuje dostawy w tak odludne miejsca, czego się jak najbardziej spodziewaliśmy.



W całym domu, wszystkie ściany i sufity wykonane są w całości z drewna. Przez myśl nawet nam nie przeszło, żeby tynkować je i malować. Tydzień wcześniej zaimpregnowaliśmy na nowo większość, poza kuchnią, bo ta trzyma się jeszcze bardzo dobrze. Urządzenie jej, było czystą przyjemnością i włożyłam w to mnóstwo serca.



W salonie na podłodze, w bezpiecznej odległości od kominka, położył się duży dywan typu shaggy, z ekstra długim włosem. Pewnie będziemy tego żałować, kiedy przyjdzie nam go czyścić, ale to przecież jeszcze nie dziś. Na jednej ze ścian zawisła wielka korkowa tablica wypełniona zdjęciami, zaś nad kominkiem, zrobiona przez M., drewniana tabliczka z wypalonym napisem, mantrą naszego domu: „Traktuj innych tak, jak chcesz, żeby inni traktowali Ciebie”. Jako że nie przywieźliśmy jeszcze wszystkiego, brakuje trochę kwiatów i dodatków, ale efekt już jest piękny. Poduchy na kanapach są zgodnie z pierwotnymi ustaleniami, czyli zielone i pomarańczowe. 
Przy wymianie okien, drastycznie zmieniliśmy kształt i wielkość tylko tych właśnie w salonie, zamiast dwóch niedużych, zrobiliśmy jedno całościowe, wielkie okno, za którym ukazał się nieziemski widok na jezioro i góry. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę ten krajobraz w wersji zimowej.


- M., popatrz, myślałeś kiedyś, że będziesz miał takie widoki z okna? - Zapytałam, trochę rozmarzona, męża. 
- Nie myślałem, ale teraz się zastanawiam, jak my tyle lat mogliśmy mieszkać gdzie indziej. Ale wiesz, cholernie tu pusto i cicho, jedźmy już po chłopaków i resztę rzeczy. - Wręcz wyciągając mnie z domu, skwitował M. 



No i pojechaliśmy.


Po drodze było jeszcze dużo do przemyślenia, więc te 9 godzin jazdy, minęło nam błyskawicznie. Trzeba jeszcze załatwić dostęp do satelitarnego internetu, ustalić program domowego nauczania, zorganizować zapasy jedzenia, kupić kury, gęsi i króliki, zrobić zapas gwoździ i wkrętów, dobrze wyposażyć apteczkę, oraz nabyć wszelkie rzeczy, potrzebne do budowy klatek i stelaży na panele prądotwórcze. Panele mają dojechać w ciągu dwóch tygodni, nawet z dostawą i montażem na miejscu, co było bardzo miłym dla nas zaskoczeniem.

W naszym nowym miejscu na Ziemi, mamy też sąsiadów, dwa gospodarstwa, jedno w odległości sześciu kilometrów od nas, drugie siedmiu. Czyli w wystarczającej, żeby widzieć się tylko wtedy, kiedy naprawdę mamy na to ochotę. 

Dojechaliśmy. 
Chłopaki nie mogą doczekać się wyjazdu. Sprawy organizacyjne zajmą nam jeszcze kilka dni, ale wyjazd zgramy w czasie z dostawą paneli. W księgarni zostawię jeszcze trochę pieniędzy, żeby uzupełnić bibliotekę w odpowiednią, potrzebną nam teraz literaturę. Ekscytacja to za małe słowo. Niesamowite, jak jedna decyzja, może całkowicie zmienić życie. Czuję nosem, że czeka nas tam wiele przygód.


 C.D.N.