Wcześniak rok po roku. Jak to jest?


Mikołaj przyszedł na świat, kiedy Kacper miał 15 miesięcy. Historię mojego pobytu w szpitalu  i  narodzin Mikołaja już znacie, powoli szykuję się do skończenia i publikacji historii narodzin Kacpra. Mimo iż minęło już trzy lata od tych dni, wciąż cisną mi się łzy do oczu, kiedy piszę niektóre fragmenty tamtej historii. Ale to wkrótce. Dziś chcę pokazać Wam w wielkim zarysie, jak wygląda codzienne życie mojego dwu i trzy latka pod jednym dachem.



A więc, nasze życie wygląda bardzo różnie, od sielanki, przez drobne ekscesy, po sceny rodem z horroru Hitchcocka. 
Nikogo nie chcę straszyć, żeby nie było.. Gdybym miała taką moc, albo takiego pilota, i potrafiła bym cofnąć się w czasie, to dziś też miała bym dwóch synów, w takim samym wieku.


Mikołaj jeszcze sam nie chodzi, Kacper chodzi, ale biegać jeszcze nie potrafi, więc jest to też inny obraz, niż w przypadku dzieci całkiem sprawnych. Mogło by się wydawać, że skoro jeden nie chodzi, a drugi chodzi, ale nie biega, więc w sumie nie jest aż tak trudno ich ogarnąć. Ale to tylko mogło by się wydawać. Nie wiem co prawda, jak żyje się na co dzień z dziećmi pełnosprawnymi, ale wiem, że poza tym, że nie uciekają mi przy każdej możliwej okazji, wiele codziennych czynności jest trudniejszych. 

Chociażby jedzenie i picie. 
Mikołaj od niedawna siedzi już w miarę sztywno, więc powoli staje się to łatwiejsze, ale weź nakarm zupą, leżącego półtoraroczniaka, którego rehabilitant nie pozwala ci sadzać. No weź nakarm.. A nakarmić musisz, nie da się wszystkiego podać mu z butelki, poza tym Mały widzi jak je jego brat, więc podnosi ostry protest, kiedy jemu próbuję dać jakoś inaczej. On chce tak samo i koniec. 
A picie.. No jakie może być utrudnienie z piciem? A no może. Mały pija z niekapka, nie załapał jeszcze picia przez słomkę, zaś z kubka czy szklanki pić sam nie potrafi jeszcze absolutnie. Starszy chce już pić tylko z kubeczka, i często kończy się to tak, że Młody w furii rzuca tym swoim biednym niekapkiem, i z całych sił swojego gardła, daje nam do zrozumienia, że chce dostać „dorosły” kubek. 
Kolejna perypetia to siedzenie przy stole. Kacper radzi sobie już z tym doskonale, sam siedzi, sam je, sam pije, co doprowadza Mikołaja do szału. Bo on chciałby przecież tak samo. Ileż lamentu usłyszały już nasze uszy z tego powodu, to tylko nasze uszy wiedzą. 
 
To jest chyba w sumie największe utrudnienie przy dzieciach z tak małą różnicą wieku. Obaj chcą to samo, i tak samo, a jak nie to płacz, krzyk i protest.


Kąpanie... Kąpanie to kolejna czynność, która wcale nie jest prosta. Bo o ile łatwo wykąpać leżące malutkie dziecko, które mało się jeszcze rusza, o tyle trudno wykąpać leżącego półtoraroczniaka, który wyślizguje ci się z rąk jak ryba i obraca we wszystkie strony. Nie sposób położyć go nawet w małej ilości wody, bo w ciągu sekundy potrafi obrócić się z pleców na brzuch i zaciągnąć nosem i buzią wody. O jedzeniu piany nawet już nie wspomnę.. Przysmak, po prostu przysmak! I tak było z obydwoma. 
Teraz sytuacja wygląda już nieco lepiej, bo Mały dobrze trzyma się na klęczkach, więc rączkami trzyma się brzegu wanny, zaś ja już w miarę bezpiecznie mogę go umyć, z Kacprem od ponad roku nie ma już żadnych problemów przy kąpieli.

Pamiętam doskonale, i nie zapomnę nigdy, jak pewnej kąpieli, Mikołaj tak właśnie momentalnie mi się w wannie obrócił, i prawie utopił. On zsiniał, ja zzieleniałam, ale Bogu dzięki nie wpadłam w panikę, i zachowałam na tyle zimnej krwi, żeby błyskawicznie zareagować jak należy i uratować Malucha. Po tym wydarzeniu długo jeszcze bolał mnie brzuch, na samą myśl o kąpaniu Mikołaja. A przez parę dni po tym, nie kąpałam go ze strachu wcale, tylko przecierałam mokrym ręcznikiem. To było naprawdę straszne przeżycie.


Wspólne chłopców zabawy.
Tu też mogło by się wydawać, że skoro obaj nie są aż tak ruchliwi, to nie ma większych problemów kiedy razem się bawią.. Nic bardziej mylnego. 
Młodszy chce robić wszystko to, co starszy, tak samo więc jak brat, próbuje wspinać się na meble, w ogóle na wszystko na co się da, a że jest jeszcze mega nieporadny, to większość takich prób kończy się bolesnym dlań upadkiem.
Starszy wcale nie ma łatwiej, bo chciałby robić dużo rzeczy, których zrobić jeszcze nie jest w stanie, przez co też nieraz kończy z guzem bądź siniakiem, albo z jednym i drugim. Żeby całkowicie tego uniknąć, musiał by ktoś non stop stać pół metra od nich, a zważywszy, że nie zawsze są oni tak blisko siebie, oraz, że nikt nie jest w stanie przez cały czas być tak blisko, nie ma niestety możliwość, żeby całkowicie te wypadeczki wyeliminować. Ale od czego przecież mamy groszek w zamrażarce.. 

Takich różnych utrudnień na co dzień jest wiele, nawet nie wszystkie pewnie zauważam, ale to akurat dobrze. Chociażby schody. Po wszystkich schodach trzeba nosić obydwu. Młodszego - bo nie chodzi, starszego - bo o tej porze roku, kiedy jest ubrany do wyjścia, cały by się zdążył spocić, zanim sam by pokonał wszystkie schody, które dzielą nas od wyjścia z domu.

Przykłady można mnożyć.. 
Ale wiecie co, mimo wszelkich utrudnień, generalnie jest fajnie. Razem się uczą mówić, razem się uczą właściwie wszystkiego. Kiedy Ich pytam, czy chcą np. ciasteczko, chórem mi odpowiadają: „Niooo..”, co jest tak urocze, że nawet nie da się opisać jak bardzo. Zabawne jest też np., kiedy nałożę Mikołajowi jakiś ciuszek, z którego Kacper już wyrósł, a On się ze mną kłóci, że to jego a nie Mikiego, i to na niego mam te, dobrze już przyciasne, body wcisnąć. 
 
Kacper co jakiś czas ma fazę, że jest „dzidzią”, i domaga się traktowania po „dzidziowemu”. Zawsze wtedy, kiedy coś do niego mówię, on dodaje na końcu – dzidziu. Na przykład: 
Ja: - Kacperek chcesz kanapkę?
On: - Dzidziu..
Więc żeby poznać odpowiedź, muszę zapytać ponownie:
Ja: - Chcesz kanapkę dzidziu?
On: - Nio.
Często przy okazji trwania tej dzidzio-fazy „zapomina”, że potrafi chodzić, oraz domaga się jednakowej „obsługi” jaką ma Mikołaj. 
Ubaw po pachy, chociaż czasami denerwuje, kiedy musisz szybko zebrać się do wyjścia, a On udaje że nie potrafi chodzić..


Podsumowując, z perspektywy dwóch lat stwierdzam, że fajnie jest mieć w domu dzieci „rok po roku”. To taka podwójna przygoda. Oni uczą się od siebie, a my od nich – cierpliwości, i patrzenia na świat oczyma dzieci.
Musimy odpowiadać na dwa razy więcej pytań, mamy więcej obowiązków, więcej prania, sprzątania i przewijania, ale mamy też dwa razy więcej miłości, bo kocha nas dwójka cudownych berbeci. Mamy też dwa razy więcej radości, bo każdy z nich oddzielnie, oraz obaj razem, codziennie, dają nam mnóstwo powodów do uśmiechu. I to jest po prostu piękne! Najpiękniejsze... :)

Zdjęcie przedstawia prawdziwych bohaterów tej opowieści, czyli Kacpra i Mikołaja buszujących we flipsach :D



 

Komentarze