Kłam, albo powiedzą żeś cham!



Wyobraź sobie, co by się stało, gdyby pewnego dnia wszyscy zaczęli mówić prawdę. Dziać by się zaczęły rzeczy niesłychane, i wcale niekoniecznie dobre. Nie oszukujmy się, niektóre kłamstwa są wręcz niezbędne i uważam, że tak było od kiedy zaczęło się życie. Już Jaskiniowcy na pewno kłamali, nie mieli na to ewentualnie odpowiedniego hum dum hum buma, bo robili to tak naturalnie, jak siku.

W czasie wojny nasi dziadowie ukrywali żydów na strychach. Kiedy do drzwi pukał niemiecki patrol kłamali jak z nut. Oczywiście, kłamali, żeby uratować komuś życie. Jednak określenie to samo – kłamstwo, ale czyniące bohaterem.


Facet ma kochankę. Seksi koleżanka z biurka obok w ich korpo. W domu ma fajną żonę i dwójkę dzieci. Romans trwa rok, dowiaduje się żona. Poziom jej wściekłości przekracza zenit, żyła rok w kłamstwie. Określenie to samo – kłamstwo, ale uczyniło z faceta największą świnię w galaktyce.


Czyli mamy kłamstwa dobre i niedobre? Czy tylko usprawiedliwione?


Tak na co dzień, da się być wszędzie i zawsze szczerym? Odrzucić etykietę?
No nie da się. Stałbyś się chamem, w swoich oczach oczywiście byłbyś szczery, ale tak naprawdę ilu ludzi, jest w stanie przyjąć każdą prawdę, bez odczucia że zostali potraktowani po chamsku?


Wcielam się na chwilę w rolę krejzolki.


Wezmę i wrzucę fotę na fejsa, jakość co prawda tragiczna, wyszłam dziwnie, i wygląda jakby coś wystawało mi z nosa. Ale zrobiłam fajny dziubek, klapa na kiblu za mną jest zamknięta, więc nie tak źle. Ostatecznie więc klikam opublikuj. Oznaczyłam oczywiście kilka moich wariatek, więc jakieś tam lajki będą na pewno. Efekt przerasta moje oczekiwania. Sypią się komentarze, że prześliczna fotka i lala ze mnie, że ho ho. Nieźle, myślę. Jednak ładny to zawsze ładnie wyjdzie.

Nie mija godzina jak dostaję powiadomienie, że psiapsiółka oznaczyła mnie na zdjęciu. Patrzę, a tam jakaś masakra. Strasznie nieudolnie zapudrowała pryszcza, za nią widać majtki leżące na szczycie sterty rzeczy do prania, włosy ma jakby dopiero co wstała z łóżka, i w ogóle beznadziejny dziubek!
Ale ostatecznie ona doceniła moje foto, oznaczyła, więc piszę: „Ślicznie ty moja dupeczko”.


Ilekroć widzę coś takiego, zastanawiam się, czy prawda to, czy ja źle widzę. Obie strony zapewne kłamią, pytanie, czy obie są świadome, że są okłamywane. Czemu mają służyć takie łańcuszki wzajemnych oznaczeń, i gdzie się podziało poczucie wartości i jakiejś samokrytyki u tych dziewcząt? Nie wiem. Skoro podobno koleżanki, przyjaciółki, nie potrafią być wobec siebie szczere, to ja mam podejrzenie, że kłamią też w innych sytuacjach. Kiedy spotkam taką na ulicy i powie mi, że świetnie wyglądam, to mam poważne wątpliwości, czy jest to z jej strony szczera opinia, czy kolejny grzecznościowy bełkot. Nie wiem. Nawet trudno określić, co one tak naprawdę uważają za ładne i świetne. Szaleństwo jakieś.


Z drugiej strony, gdyby świat zalała nagle fala szczerości, zalała by go też fala nieprawdopodobnego chamstwa i mordobicia. Na przykład:


- Cześć Zenek, co tam u Ciebie? 
- Cześć! U mnie jak u mnie, ale zauważyłem, że Twoja córka wyrosła na niezłą laseczkę, zupełnie do Ciebie niepodobna, taka wysoka, ładna, niejeden by ją szarpał, nie zastanawiałeś się nigdy, czy to na pewno Twoja córka?
- Ty gnoju! - krzyknął Heniek, celując giga prawym sierpowym, prosto w pysk Zenka. 
    
Gdyby Zenek powiedział tradycyjnie, coś w stylu: „a leci jakoś, wszyscy zdrowi, praca ta sama, wczasy może za rok, żona coraz lepiej gotuje, no a co u Ciebie?”, to nie dostał by w twarz, nie stracił by kolegi, i nie był by uznany za chama. Jemu zebrało się na szczerość, której Heniek nie udźwignął.

Zenek właśnie nauczył się, że nie da się spokojnie żyć w społeczeństwie, wcale nie posługując się kłamstwem.  


Dużo można po prostu przemilczeć, nie zabierać głosu, nie komentować tego, co nam się nie podoba, ani szczerze ani kłamliwie i to jest jakieś rozwiązanie, według mnie - najlepsze. Gorzej, kiedy ktoś prosi o szczerą opinię, po czym burzy się i gniewa, bo usłyszał nie taką, jakiej oczekiwał. Zdarzyło mi się coś takiego i muszę powiedzieć, że byłam skonfundowana. 

Jednak i tak są sytuacje, że gdzie dla ogólnego dobra, spokoju, czy szacunku skłamiemy.


Jeśli powiem teściowej co naprawdę myślę o jej metodach wychowawczych, sposobie odżywiania i tego jak wygląda, staną się same złe rzeczy. Niedzielny obiad będzie zrujnowany, mąż będzie wściekły, teściowa obrażona (nie, niczego nie przemyśli przecież), a ja głodna i nieszczęśliwa pożałuję swojej głupoty.

Ostatecznie więc, trzeba jej przyznać, że faktycznie dobrze wychowała dzieci, klapsy są spoko, palma to najlepsza na świecie margaryna do ciasta, zaś jej brzuch jest efektem trzech ciąż i nie ma tam żadnego tłuszczu. Gdy tak właśnie zrobię, to w przemiłej atmosferze zjemy gołąbki, potem pogadamy o pierdołach przy kawie i spokojnie wrócimy do domu.


To takie kłamstwa samozachowawcze, można powiedzieć dla własnego, ale nie tylko, świętego spokoju.


Wnioski wyciągam takie:


  • Przede wszystkim nie wolno okłamywać samego siebie, czyli kiedy się kłamie, trzeba mieć świadomość, wiedzieć, że się kłamie.

  • Moralnie kłamstwo nigdy nie jest dobre, nawet w imię „wyższych celów”, jeśli nie odczuwamy żadnego niesmaku po takim kłamstewku, przychodzi nam ono za lekko, wtedy może łatwo wejść w krew i w codzienność.

  • Jeśli kłamiemy w szeroko pojętej „dobrej sprawie”, miejmy świadomość, że jeśli owe dobro jest tylko naszym własnym interesem, to jego celowość jest podejrzana, samousprawiedliwienie zaś tego kłamstwa, może być mocno naciągane.


  • Kłamstwo szkodzi osobie, którą okłamujemy, ale też kłamiącemu, czyni wewnętrzne szkody, pustoszy.


Kłamstwa więc powinno się używać bardzo ostrożnie i jak najrzadziej. Nigdy z zamiarem skrzywdzenia drugiego człowieka. Pamiętajmy, że co dajemy, to do nas wraca. 



 

Komentarze