Klapsy, które zmieniły nasze życie.


Rodzicielstwo – przygoda mojego życia.




Mamy w domu dwu i trzylatka.

Początki były trudne, z różnych względów, też zdrowotnych. Kiedy wcześniactwo, że tak powiem, troszkę się unormowało, a dziecko zaczęło zachowywać się jak dziecko, czyli robić milion rzeczy, które potrafiły by nawet świętego wyprowadzić z równowagi, okazało się, że stąpamy po zupełnie nieznanym nam gruncie.

Wyszło na jaw, że mądre gazety i większość o dzieciach opowieści, jest beznadziejną kupą, nic nie wartego lukru.
Mało w tym wszystkim obrazów zszarganych nerwowo matek, płaczących nocami dzieci i rzucających się po podłodze „wszystko nie” dwulatków. A tak mniej więcej zaczęła wyglądać rzeczywistość.



Łatwo w tym wszystkim wstąpić na drogę kar, klapsów i innych przestępstw dokonywanych na co dzień na dzieciach. Oj łatwo...



Mój Junior dostał w sumie dwa klapsy. Po drugim oddał mi na oślep uderzając w twarz, po czym próbował jeszcze pacnąć Juniora Juniora.

Zaświeciło mi się wtedy wielkie czerwone światło!



Tamtej nocy nie spałam, jak i jeszcze nie jednej później. Zaczęłam się uczyć, jak wychowywać swoje dzieci w duchu miłości, a nie przemocy.



Im więcej się dowiadywałam, tym wszystko stawało się coraz bardziej oczywiste, wynikające z psychologii i natury człowieka.



Dotarło do mnie, że nie o to przecież mi chodzi, żeby nauczyć Młodego radzenia sobie z trudnymi sytuacjami przemocą. Nie chcę, aby istotą wychowania stała się moja przewaga w zakresie siły i możliwości, bo jestem duża po prostu, bo mam „władzę rodzicielską”, cholernie często źle pojmowaną.

Zrozumiałam, że za tym pójdzie przyszły lęk dziecka przed wielkością i przewagą siły innych ludzi, których będzie spotykał w swoim życiu. Że wpoję mu w ten sposób podświadomą potrzebę dominacji, że będzie potem poniekąd zmuszony, ażeby również siłowo, lub naciskiem, budować swoją pewność siebie, której ja bijąc go, pozbawiłam, uczyniłam go ofiarą własnej głupoty i niewiedzy.



Absolutnie nie tego chce dla swoich dzieci! Zrozumiawszy to, gorzko zapłakałam. Po czym ogarnęło mnie wielkie szczęście, że już wiem że można i trzeba inaczej.



Każdy chce dla swoich dzieci jak najlepiej, ja również, i już samo to nie powinno mi pozwolić na wymierzenie tych dwóch klapsów. Jednak nerwy, bezradność i niewiedza jak działać inaczej, zrobiły swoje.



Okazało się, na szczęście, że napisano setki książek o wychowaniu bez przemocy, że etapy rozwoju dzieci opisano mnóstwo razy, wyszło na jaw, że małe dziecko nie potrafi robić „na złość”, oraz że w czeluściach internetu, jest wiele wartościowych miejsc, gdzie można znaleźć wiele odpowiedzi. (Szczególnie jestem wdzięczna Blog Ojciec oraz Mądrzy Rodzice)



Zarwałam mnóstwo nocy, bezcennych nocy, dzięki którym moim dzieciom dom nie będzie kojarzył się z lękiem, niezrozumieniem, obawą za co znowu mogą dostać. Jest moim największym priorytetem, żeby nasz dom kojarzył im się z radością, śpiewem, tańcem, płaczem nieraz, rozmowami, stłuczonym kolanem, czasem i smutkiem, też trudnościami, ale nie z karnym jeżem w tle i bolącą pupą, a co gorsza, krwawiącym sercem i zranioną duszą.



Rodzice, którzy wychowują bez przemocy, muszą wykazać się nieraz wielką cierpliwością i rozsądkiem, szczególnie jeśli jest to nowy model wychowania w ich rodzinach, nieznany pokoleniom wstecz.

Muszą wiedzieć jak z dzieckiem rozmawiać, muszą poznać mechanizmy kierujące zachowaniem dziecka, żeby umieć zaakceptować pewne, niekoniecznie fajne i pożądane, zachowania, wynikające często po prostu z etapów rozwoju. Tak, dzieci dostają w dupę za naturalne, działające w nich, procesy i odruchy! 
 

To jest droga trudniejsza, ale o ileż bardziej owocna i nie destrukcyjna.



Na tej całej wiedzy, ja sama skorzystałam ogromnie dużo. Wiele zrozumiałam, nawet odnośnie siebie samej. Dotarło też do mnie jak piorunem, skąd tyle agresji w dzieciach i młodzieży.



Nie, Drodzy, to nie dzieci z domów „bezprzemocowych”. Dziecko nie mające kontaktu z przemocą, nie wychodzi nagle z domu szukając zaczepki, nie musi przywalić mniejszemu koledze, żeby poczuć swoją własną wartość. On swoją wartość zna, bo nikt jej w nim nie zniszczył.



Wcale nie twierdzę, że cały nasz dom stał się nagle oazą i pierdzimy wszyscy na fiołkowo, bynajmniej..

Średnio trzy razy dziennie myślę, że zaraz zwariuje, oszaleję, albo inne okno otworzę. Dziki wschód to codzienność. Zdarza mi się krzyknąć, walczę i z tym, ale niestety są jeszcze chwile, gdy pękam i się wydrę, a oni się śmieją, i tyle z tego pożytku. Zdarza mi się nawet rozpłakać, kiedy już 835 raz mówię, proszę i przenoszę a oni dalej swoje. Ale wiem, że warto. Wiem, że buduję w ten sposób mocne charaktery i niezłomne postawy. Wiem, że dzięki temu, wyrosną mi dwa dęby, a nie dwie osiki, wiecznie szukające aprobaty i dziwnych wzorców.



Wychowanie dzieci wcale nie jest proste. Mamy prawo nie wiedzieć wielu rzeczy, mamy prawo nawet pobłądzić, ale czy oby na pewno mamy prawo, do pozbawienia naszych dzieci, niezmąconego strachem dzieciństwa i bliskości z rodzicem, nie skalanej pasem?



Każdy klaps powoduje, że dziecko traci odrobinę zaufania, gubi sporo pewności siebie, ulatuje ciutka bliskości. Zyskuje zaś krztę wewnętrznego, podświadomego lęku, który w dorosłym życiu będzie utrudniał mu absolutnie wszystko. Już dorosły, może nawet nigdy nie wpaść na to, że jego brak pewności siebie, strach przed szefem, niechęć wychylania się czy podejmowania wyzwań, to efekt właśnie wychowania z przemocą, że to w dzieciństwie musi szukać odpowiedzi, na swoje dzisiejsze problemy emocjonalne.



Ja przyrzekłam sobie, że już nigdy przenigdy nie zastosuję wobec moich dzieci przemocy. Ani nikomu innemu nie pozwolę tak ich dyscyplinować. Cena bicia jest bardzo wysoka, a najgorsze, że w ratach na całe życie.





Więc nie bijmy – Kochajmy! :)