Esmeraldo, On cierpi gdy tyjesz!

Fragment książki:




Wtedy pewnego dnia po rozmowie z grupą różnych osób (…), podszedł do mnie mężczyzna, którego znałam od kilku lat na gruncie zawodowym. Nazwijmy go „Ted”. Zapytał, czy możemy porozmawiać chwilę na osobności; znaleźliśmy krzesła w spokojnym miejscu.
- Jest coś, o czym chciałbym Ci powiedzieć – powiedział Ted, wyglądając na dość skrępowanego. - Wydaje mi się, że kobiety nie są w stanie dostrzec czegoś, co naprawdę powinny zrozumieć.
Wziął głęboki wdech i wypalił:
- Nie sądzę, że kobiety wiedzą, jak wielkie znaczenie ma to, by dbały o siebie i nie wyglądały byle jak wobec mężów.
- Masz na myśli, by uważały na swą wagę..? - zaryzykowałam.
To część zagadnienia, ale tak naprawdę nie chodzi tylko o to – mówił dalej w skrępowaniu. - Nie znaczy to, że trzeba być supermodelką. Znacznie ważniejszą sprawą jest to, by mąż widział, że wkładasz wysiłek w to by o siebie zadbać – dla niego.
(…)
Zrzuciwszy ten ciężar z piersi, Ted odprężył się i zachichotał.
- Być może nie uwierzysz, lecz nie chodzi o to, że chcemy, by nasze żony paradowały w domu w bikini – chociaż to było by świetne. Kogo w końcu chcemy oszukać! Ale naprawdę, chciałbym wiedzieć, że mojej żonie zależy na mnie na tyle, żeby zdobyć się na pewien wysiłek. ”




Poważniejsza sprawa z tym dresem.




Po pierwsze dres dresowi nie równy. Kobieta kobiecie nie równa. Jedna nałoży fajny dresik i top, będzie wyglądać dobrze. Druga nałoży stare rozciągnięte dresisko, spraną bezkształtną koszulkę i będzie wyglądać.. beznadziejnie.



O to w tym chodzi, nie żeby połyskiwać na co dzień diamentami, ale żeby połyskiwać wdziękiem. Wywalić ubrania, które nadają się tylko „po domu”, bo to nie oszukujmy się, najczęściej stare szmaty.



Możemy chodzić w dresie, ale w porządnym. W starej za wielkiej koszulce też możesz chodzić, ale jedynie w zestawieniu z NICZYM. To jedyna opcja, żeby to się mogło podobać.



Aż się prosisz, żeby skłamać. 

 

Można przyjmować różne teorie, można przytaczać różne przykłady, jak to ten i tamten mówili, że im to wcale nie przeszkadza, że żona rośnie. Że to erotyczna przestrzeń, że kochanego ciałka nigdy za wiele, że się kocha umysł nie ciało, że... setki innych.
A ja Ci powiem, że to brednie wymyślone na potrzeby samoakceptacji.

Absolutnie nie chcę być tu złośliwa, wręcz przeciwnie. Zdaję sobie sprawę, że zarówno trudno jest zawalczyć o wygląd, tak samo nie łatwo się zaakceptować, ja też mam kompleksy chociaż ważę 50 kilogramów, wyglądam szkieletowato, a wcale nie chcę. Dlatego też rozumiem, że złoty środek często jest nieosiągalny. Ale osiągalna jest zmiana, a nawet nie duża będzie świadczyła, że jednak są jakieś chęci. Ten „wysiłek”, o którym mówił mężczyzna w przytoczonym fragmencie książki.



Pewnych mechanizmów nie oszukasz. Mężczyźnie zależy na Twoim wyglądzie, ani Ty ani On nic na to nie poradzicie. Poniekąd jako samiec jest zaprogramowany tak, żeby przedłużać gatunek ze zdrową samicą, otyłość chyba nikomu nie kojarzy się ze zdrowiem, więc trudno, żeby podświadomy samiec nie tracił zapału.



Nie o urodę też chodzi, to rzecz indywidualna i każdy inną twarz uzna za piękną. Chodzi o zdrowe, zadbane ciało na co dzień ładnie opakowane, wiadomo, że nie będziesz zmywać w jedwabnej sukience za półtora patyka, ja to nawet nie mam takiej, ale żeby jednak wyglądać schludnie, wcale nie trzeba wiele.



Więc, jeśli jesteś świadoma swojej niedoskonałości tu czy tam, to przestań prowokować kłamstwa pytaniami typu:

Nie uważasz, że jestem za gruba?

Podobam Ci się nadal tak samo jak 20 kg temu?

Lubisz te moje boczki, prawda?



Jeśli Ty sama lubisz się taką jak jesteś, to nie powinno być ci potrzebne potwierdzenie. Jeśli nie lubisz, spróbuj to zmienić. W myśl zasady, że gdym zaczęła miesiąc temu to już by pewnie były jakieś efekty.. Za dwa miesiące też mogą być.. 

Spokojnie, On kocha te boczki.. 



Prawda jest taka, że on kocha te boczki, tak jak i Ciebie całą kocha, ale nie każ mu mówić, że mu nie przeszkadza fakt, iż jego wybranka serca, zamienia się we wszystkożernego potworka, traci zdrowie i kondycję, daje zły przykład dzieciom i nie nadaje się na aktywne spędzanie czasu.


Nawet jeśli skłamie, przecież wiesz, że dla siebie też powinnaś. Suma summarum, Ty ze sobą będziesz zawsze, więc co możesz, spróbuj zmienić, resztę zaakceptuj bo w tym też jest moc. Jeśli zaakceptujesz swoje niedoskonałości, typu mały biust, będziesz z uśmiechem patrzeć w lustro. 
Wtedy będziesz z rozkoszą słuchać, zawsze prawdziwych, komplementów.