- ...
-
To fajnie, a gdzie mieszkacie? - Zapytałam bez większego
zastanowienia.
-
Wiesz, jesteśmy na dorobku, staramy się ograniczyć wydatki, chcemy
wybudować własny dom, znajomy nawet zrobi nam taniej projekt, -
zagadywał, kręcąc w palcach brelok od kluczy - póki co
mieszkamy u Madzi rodziców. - Powiedział patrząc w ziemię i
ściszając głos.
Widzę
i słyszę nieraz, ten wstyd u osoby właśnie mówiącej, że
mieszkają u jego czy jej rodziców. Zawsze się wtedy
zastanawiam, dlaczego ta osoba się wstydzi. Nawet jeżeli w tym
przypadku jest to bardziej kwestia przymusu, niż wyboru, i tak nie
widzę powodu, żeby zalewać się purpurą, ilekroć trzeba to
powiedzieć. Ostatecznie nie mieszka w kanale ściekowym, tylko w
najczęściej normalnym domu czy mieszkaniu.
Rozumiem
oczywiście, że może się komuś ten stan rzeczy po prostu nie
podobać, można po prostu tak nie chcieć, warunki mogą być
niewystarczające, jest za mało miejsca, żeby każdy mógł
odnaleźć swoją prywatność i marzy się, żeby mieszkać gdzie
indziej. Więc jak najbardziej trzeba wtedy dążyć do zmiany,
myśleć jak, szukać możliwości, ale co w tym pomoże ewentualny
wstyd? Może tylko zaszkodzić, bo przełoży się też na inne
sytuacje, z pracodawcą, kolegą, koleżanką, sąsiadem.
Wielu
ludzi jest zmuszonych, żeby tak żyć, bo sytuacja jest taka a nie
inna, ciężko samemu utrzymać mieszkanie, jest niepewna praca na
śmieciowej umowie. Nie dość, że trapią ich te codzienne
problemy, to niosą jeszcze na barkach ciężar wstydu, jaki w ich
przekonaniu, jest konieczny w ich kiepskiej sytuacji. Ale jeśli
pracują, szanują grosz, uczciwie i własną pracą próbują
swoją sytuację zmienić, to uważam, że absolutnie nie ma tu
miejsca na żadne tego typu uczucia.
Zwrot
„bliska rodzina” zawiera w sobie nie tylko: mąż, żona, dzieci;
nasi rodzice również są w kręgu bliskiej rodziny. Cofając
się wstecz zobaczymy, że domy wielopokoleniowe były w historii tak
powszechne, jak dziś E dodatki w żywności. Tak samo powszechne
były migracje. Pierwsze ślady korzeni dzisiejszej pomocy
społecznej, wraz z opieką dla starców i małych dzieci,
obecne są już w średniowieczu.
Przemiany
społeczno -gospodarcze XIII i XIV wieku zmieniając strukturę społeczną,
powodowały, że część ludności migrowała do miast, a liczne
klęski militarne wypędzały ludność z ich dotychczasowych
siedzib, wojny, grabieże czy pielgrzymki do miejsc kultowych
powodowały, że na drogach spotykało się gromady wędrowców,
wśród których nierzadko
pojawiali się chorzy, bezsilni, starcy, okaleczeni, porzucone
niemowlęta lub osierocone starsze dzieci - którzy
potrzebowali schronienia i opieki na krótszy lub dłuższy
czas.
Dziś
właściwie tylko kwestie ekonomiczne, lub niemożność dogadania
się mieszkańców zmuszają do emigrowania z rodzinnego domu,
plus oczywiście te osoby, które chcą żyć osobno, a nie są
zmuszone jakimikolwiek czynnikami.
Druga
sprawa, że młodzi ludzie są dziś poniekąd publicznie rozliczani
z poziomu swojej nowoczesności. To taki cichy prąd, który
porywa i chce się za nim nadążyć. Żeby mieć więcej, szybciej,
żeby nie zostać w tyle. Parcie na zachód, jak to ja mówię.
Powszechne jest dziś usłyszeć „średniowiecze” o poglądzie,
który hołduje jakimś wartościom.
Są
też ludzie mieszkający razem z wyboru, z wygody, albo z potrzeby
opieki nad rodzicami.
Ci
ostatni często też nie mają wyboru, są jedynakami, jedynymi
dostępnymi, czy po prostu czują wewnętrzną konieczność,
potrzebę.
Ciężko
jest ogarniać dwa domy, jest daleko czy po prostu dużo kalamacji z
dojazdem i w końcu pojawia się decyzja o przeprowadzce.
Taka
rodzina nie będzie czuła wstydu z powodu mieszkania z rodzicami,
czy rodzicem. Mogą czuć coś na kształt dumy, poświęcenia,
pokory, ale na pewno nie będzie to wstyd.
Wychodzi
więc na to, że samym wstydem nie jest fakt, ale powód.
Co
więc z tymi, którzy wybrali takie mieszkanie razem z wygody
po prostu, czy też lubią to miejsce, bo to ich miejsce? Jest lżej,
jest często łatwiej, czasem trudniej, ale czy to coś złego
ostatecznie?
Nasz
konkretnie przypadek jest jeszcze inny, dzieci są trudniejsze,
więcej wymagają, czy miała bym sobie wypruć żyły, do tego
pewnie zwariować, a wszystko w imię nie wstydu? Zakrawa na
szaleństwo.
Ale
to się może tyczyć absolutnie wszystkich dzieci i każdej rodziny.
Każdy może wybrać po prostu wygodniejszą opcje. Ma do tego święte
prawo, i nie ma powodów iść przez życie z poczuciem wstydu.
Kiedy
mamy do czynienia z fajnymi dziadkami, korzyści są wręcz ogromne.
Dzieci na domowym przykładzie uczą się traktowania rodziców,
widzą jak wygląda troska o starszych. Spacerują z dziadkami,
babcia wyszukuje zwierzątka w chmurach, dziadek bierze na
przejażdżki. Są też oczywiście trudne sytuacje, zdarzają się
nieporozumienia, choroby, ale to wszystko jest prawdziwe życie,
którego dzieci uczą się w domu. Jeżeli obu stronom całkowicie odpowiada ten układ, trzeba się cieszyć, a nie wstydzić.
Również Ci, którzy „poszli na swoje” mają do tego święte prawo,
nie zawsze się da razem, nie zawsze się chce razem, naprawdę
nikomu nic do tego, jakie były powody. Możesz i już. Ale nie
powinni jednocześnie uważać, że inne rozwiązania są gorsze, bo
tu po prostu nie ma lepszych czy gorszych rozwiązań, tylko inne.
Każda rodzina jest inna, każdego rodzice są inni, różne są
domy i mieszkania, różna zdrowotność mieszkańców, a
to wszystko są czynniki decydujące przy podejmowaniu decyzji. Tak
naprawdę, u bardzo niewielu osób, poza samymi sobą, znamy je
wszystkie, a są przecież kluczowe, gdyby ktoś jednak uparł się w
jakiś sposób to ocenić.
Każda
decyzja w sprawie rodziny, jest tak dobra, jak wiele dobra czerpie z niej cała
rodzina.