To, co spala od środka.





Mam takie marzenie, zupełnie nierealne, żeby pewnego dnia obudzić się w innym świecie. W takim lepszym świecie. W takim, gdzie ludzie nie będą sobie wrogami. Chciała bym świata, w którym ludzie nie tylko patrzą, ale też widzą. Nie tylko słyszą, ale też słuchają. Nie tylko żyją, ale też cieszy ich ten fakt, że istnieją. Powiecie, ale ludzie którzy żyją w skrajnej biedzie, z czego oni mają się cieszyć. Ale też paradoksalnie, często więcej uśmiech i radości znajdzie się tam, gdzie życie rzuca kłody pod nogi. Tam też potrafi się doceniać każdy drobiazg. Przyznaję, są sytuacje, gdzie brak radości z życia jest uzasadniony, czyjaś śmierć, nieszczęście, na jakiś czas paraliżują odruchy radości, i to zupełnie normalne. 

Tylko że, ludzie, którzy wcale jeszcze nie mają najgorzej, często oddają się takim oto „rozrywkom", zamiast dążyć do polepszenia swojej sytuacji. Rozrywkom, które wypalają człowieka od wewnątrz. 

Narzekanie.

Narzekanie jest okropne. Destrukcyjne. Narzekając krzywdzimy siebie, mózg jest cały czas w sferze złych myśli, które skutecznie blokują te pozytywne, motywujące. Krzywdzimy też słuchacza, on też będzie musiał to przetworzyć, potem dopiero wyrzuci.
Przez narzekanie, nie mam na myśli rozmowy o problemach, kłopotach mniejszych czy większych. Takie rozmowy są jak najbardziej potrzebne i często przynoszą rozwiązanie. Wyżalić też się czasem trzeba, od tego mamy między innymi przyjaciół, ale wyżalić, a nie wyżalać codziennie, bo to też będzie okrutne dla słuchacza.
Narzekanie, to w moim mniemaniu, wszelkie gderanie i zrzędzenie o rzeczach i sprawach, na które chociaż mamy wpływ, to nic z nimi nie robimy, oprócz narzekania.

Zawiść.

Bo ktoś ma więcej, bo ma lepsze, bo skoro się dorobił, to na bank nakradł albo się sprzedał. Skoro ja nie mam pomysłu, to Twój jest beznadziejny. Bo tak.
Nawet nie chce myśleć, ile pomówień powstało przez zawiść i ilu ludzi zostało zniszczonych, niesłusznie osądzonych, napiętnowanych.

Hejterstwo.

Wstrętne zjawisko. Nie mylić z krytyką. Właściwie uważam, że skoro decyduję się na publikację czegokolwiek i gdziekolwiek, powinnam się liczyć z tym, że komuś może się to nie podobać. Ba! Ma nawet prawo powiedzieć / napisać mi o tym, ale zawsze powinno to być z uznaniem, że mamy prawo do uważania inaczej. Bez prób, za wszelką cenę, przekonania mnie do swoich racji.
Hejt to nieuszanowanie prawa do odmienności. Coś w stylu: „Jesteś debilem skoro tak uważasz”. Ale to jest tylko Twoje przekonanie, że ze mnie debil, a nie jesteś przecież głównym mózgiem tego świata.
Bo wiecie, dyskusja jest ważna. Dyskutując uczymy się argumentować, uczymy się innego podejścia. W ogóle uczymy się rozmowy z kimś, z kim się nie zgadzamy.

Nie uważam też, żeby napisanie komuś „Nie podobasz mi się na tym zdjęciu” albo „Sztucznie wyszłaś na tym filmie”, było hejterstwem. Hejtem było by „Ty chuda idiotko, wyszłaś tu jak pawian”.

Sprowadzanie innego zdania do hejterstwa, jest atakiem na wolność słowa (podobno jest..). Nie wszystko musi nam się podobać, nie ze wszystkim musimy się zgadzać, ale krytykować trzeba potrafić, tak samo jak trzeba potrafić krytykę przyjąć.

Zazdrość.

Trawi i zabija od środka. Blokuje, wprowadza człowieka w stan ślepoty. Zazdrościmy, zamiast rozejrzeć się za możliwościami spełnienia własnych marzeń.
Zazdrość jest paskudna. Wkrada się niepostrzeżenie i kieruje nasze myśli na zupełnie złe tory. Tak naprawdę, to zazdrością robimy krzywdę tylko sobie. Jako motywacja też nie jest dobra, bo ostatecznie powinniśmy dążyć do stanu „chcę, bo chcę tego ja”, a nie „chcę, bo ma to sąsiad”.

Parcie na modę.

Nie jaram się zachodem. Ani też wschodem, północą, ani południem. Jaram się swoim domem, swoim miejscem na ziemi. Nie interesuje mnie, czy jest w modnych trendach. W nosie mam, czy moje ubrania dostały by certyfikat używalności, od którejś z szafiarek, aktualnie taczającej się w stertach liści.
Wszelkie mody to, moim zdaniem rodzaj niewolnictwa. W pogoni za trendami ludzie wydają grube pieniądze i poświęcają godziny, na doprowadzenie się do perfekcji. Dla mody. Dla innych modnych, które oceniają wzrokiem, niczym stary optyk szkiełkiem, czy oby na pewno nic co masz na sobie nie jest passe. Chyba wolała bym chodzić w piżamie, niż dać się w to wciągnąć.

Powiem Ci, ale za plecami.

Obgadywanie ma to do siebie, że kiedy obgadujemy, myślimy że wszyscy to robią. Mierzymy swoją miarą. Brzydko jest obgadywać.
Kiedy dokładnie zaczyna się obgadywanie? Czasem, w wyniku rozmowy, przytoczy się kogoś za przykład, niekoniecznie dobry. Czy to już obgadanie? Czy nie powinniśmy w ogóle rozmawiać o innych? Da się tak w ogóle?
Tak myślę, że kiedy rozmawiając przestajemy skupiać się na temacie, problemie, rozważaniu istoty, a zaczynamy kogoś oceniać, wytykać, obrażać, obgadujemy już pełną gębą.
Mam to na sumieniu, niestety. Teraz staram się już więcej myśleć nad tym co mówię, nie oceniać. Bo tak naprawdę, bardzo rzadko mamy całościowy obraz sytuacji, rzadko znamy wszystkie ogniwa łańcucha, który doprowadził do takiego czy innego czyjegoś zachowania. Te ogniwa niekoniecznie muszą być usprawiedliwieniem, ale mogło by się okazać, że zachowalibyśmy się tak samo lub podobnie, gdyby to nas ten łańcuch spotkał.
Sądy zostawiam Bogu.


Twoja własna trawa naprawdę staje się zieleńsza, kiedy przestajesz ją porównywać do innych. Człowiek też staje się piękniejszy, w środku, kiedy nie żyje życiem innych, tylko skupia się na swoim własnym, kiedy widzi swoje możliwości, zamiast zazdrościć komuś jego sukcesów.