Moje czarne scenariusze.. :P

Żebym chciała to nie mogę.

Podobno sprawdza się tylko około 1 % naszych obaw, strachów, złych przypuszczeń. Doświadczenie też jasno mi pokazuje, że zazwyczaj "z igły widły". No to cholera czy warto tak sobie męczyć głowę?

Tylko żeby to było takie proste nie męczyć.
Powiedzmy, budzę się rano i postanawiam: nie piszę więcej czarnych scenariuszy!
Sprawa była by załatwiona.

Ale nie...

  • Zawsze, ale to naprawdę zawsze, kiedy gdzieś jedziemy, przechodzi mi przez myśl, czy wrócimy.
  • Kiedy wychodzę od rodziny, mała lampka, czy ich jeszcze zobaczę.
  • Syn w tym roku ma iść do przedszkola, setki lampek i przechodzących myśli..
  • Ciągle spodziewam się, że te wiszące szafki w końcu spadną, kurde nie mogą przecież wiecznie wisieć!
  • To, że pies mi coś narobi w domu to kwestia czasu. To po prostu jedno z praw Murph'ego.
  • Kiedy pada deszcz i wychodzę z domu, absolutnie nie spodziewam się, że wrócę sucha. Zakładam z góry, że jakiś kretyn jednak nie zwolni i efektowny wachlarz wody wkomponuje się we włókna mojej odzieży.
  • Jedno z naczelnych: To czego szukam w sklepie,  z pewnością będzie miało wygórowaną cenę,  zazwyczaj się sprawdza.
  • Nigdy nie wierzę pogodzie, mogą mówić, że będzie 30 stopni i  zero opadów a ja i tak, jadąc gdzieś dalej, wezmę bluzę i parasol.
  • Żarty żartami, ale przecież różne burze i huragany się zdarzają, trąby coraz częściej. Naprawdę cieszę się, że mam konkretną piwnicę i zapasy.
  • Na następne urodziny bardzo chciała bym dostać przenośną radiostację. Wiadomo, że w przypadku wojny jest to jedyny działający kontakt ze światem. To już co prawda ekstremalnie czarny scenariusz, ale ja naprawdę jestem w tym dobra.
  • Żywotność elektroniki. Tu zwykle producenci dbają o to, co by ze scenariuszem czy bez wszystko się psuło. I się psuje. Konsekwentnie, nawet optymistom.
  • Zapewne tego nie dożyję, i dobrze, ale zobaczą potomni, że plastik pochłonie Ziemię. Wyścieli ją sobą całkowicie. Szkoda, że żadno zwierze nie jest plastikożerne. Byłby to gatunek, mający chyba największe zasoby jedzenia w historii, no pomijając może Amerykanów i ich zasoby Macdonaldów.
  • Przestałam gotować ziemniaki pod pokrywką. Naprawdę za dużo było tego sprzątania i za często. Statystycznie wykipiały mi w 8 na 10 przypadków. To już nie scenariusz, to brutalna rzeczywistość, wiecznie pieniących się o coś do mnie ziemniaków.
  • Oddalić się gdzieś dalej ubraną na biało.. hehehe, lepiej od razu w domu to wybrudzić, rzucić do prania, ubrać się w coś innego i nie robić sobie wstydu.

A kawa?

Kawa i tak wystygnie zanim dzieci po piątym i siódmym podejściu skończą śniadanie..
Ale wiecie jakie szczęście? Lubię zimną kawę :D