Jako
stworzenie rasy ludzkiej, w dodatku płci żeńskiej, codziennie
robię mnóstwo rzeczy. Obowiązki, powinności, przyjemności.
Te ostatnie to oczywiście robię z przyjemnością, bez żadnego
poczucia przymusu czy obowiązku, ot, chociażby kawa rano.
Do
porannej kawy jestem tak przyzwyczajona, że tak naprawdę muszę ją
wypić, żeby wystartować. Mimo tego, że muszę, to ja wciąż chcę
ją wypić, i właśnie dzięki temu chcę, sprawia mi ta kawa taką
przyjemność.
Kiedy
zaczynasz coś z podejściem CHCĘ, nie czujesz musu.
Po
pierwsze, to mój wybór, że chcę, żeby moja rodzina
przynajmniej od święta, miała wyprasowane ubrania. Ostatecznie
nikt mnie do tego nie zmusza, tak naprawdę naprawdę, to nikt mi
głowy nie urwie, za nie uprasowaną koszulkę. Czyli co? Czyli ja
jednak chcę te ubrania uprasować. Więc, po drugie, walczyłam
sama ze sobą. Chciałam mieć rodzinę, chciałam mieć dzieci, więc
logiczne, że jest i prasowanie.
To
całe gotowanie, zmywanie, pranie, sprzątanie, prasowanie, mycie i
łatanie, to wszystko jest konsekwencją tego, że chciałam mieć
rodzinę, więc narzekając na te prace, tak naprawdę narzekałam na
swoją decyzję, nielogiczne, prawda? Niekonsekwentne przede
wszystkim.
Wracam
do pokoju, jest już 9:40. Żeby mi było przyjemniej prasować,
poszukam sobie jakiegoś fajnego filmu w TV. Na sto którymś
tam kanale stwierdzam, jak zwykle, i tym razem mówię to do
żelazka, że w tej telewizji nic nie ma. Wracam do tego filmu gdzieś
na początku, szukam, o krokodyl coś pożera, szukam dalej, o jaka
piękna suknia, szukam, o jest, ale już prawie w połowie, więc nie
ma sensu go oglądać. Dobra, niech będą „Przyjaciele”, w sumie
mogłam tak od razu.
Zeszło
mi chwilę, jest 10:12, biorę się już za prasowanie. Rozkładam
deskę, podłączam żelazko i startuję.
O
11:15 jestem mniej więcej w połowie, ale zdecydowanie chce mi się
pić, po tej kawie pewnie. Idę więc zrobić sobie herbatkę.
11:30,
wracam z herbatką. Usiądę na chwilkę. Hehe, ach ta Phoebe, ona
to jak coś powie, to się zagniotki same prostują po prostu. O, Joe
znowu udaje aktora.. O kurde, prasowanie! 11:45, wracam do pracy.
12:00,
cholera, pies chce na dwór.
12:15,
pies wysikany, prasuję dalej.
13:05,
skończyłam! Co za wyczyn! Padam na twarz!
A teraz Agata
CHCE!
Wchodzę
do pokoju, jest godzina 9:00. Rozkładam deskę, podłączam żelazko,
włączam „Przyjaciół”, i zaczynam.
Godzina
10:58, skończyłam! Super. Szczęśliwa idę wypić kawkę.
Jakie
plusy? Szybciej, bo jestem skoncentrowana na zadaniu, a nie na
odciąganiu jego wykonania. Nie rozpraszam się, nie zajmuję wszystkim
dookoła, tylko tym co mam zrobić. Wychodzi szybciej i dokładniej.
Komentarze
Prześlij komentarz