A ja już nie muszę prasować. Ty też nie musisz... Serio!


Jako stworzenie rasy ludzkiej, w dodatku płci żeńskiej, codziennie robię mnóstwo rzeczy. Obowiązki, powinności, przyjemności. Te ostatnie to oczywiście robię z przyjemnością, bez żadnego poczucia przymusu czy obowiązku, ot, chociażby kawa rano.

Do porannej kawy jestem tak przyzwyczajona, że tak naprawdę muszę ją wypić, żeby wystartować. Mimo tego, że muszę, to ja wciąż chcę ją wypić, i właśnie dzięki temu chcę, sprawia mi ta kawa taką przyjemność.

Czujecie różnicę?
Kiedy zaczynasz coś z podejściem CHCĘ, nie czujesz musu.

Nie cierpię prasować. Zawsze podchodziłam do tego z okrutnym poczuciem nieszczęścia, żalu do świata, że żelazko w ogóle istnieje, że się ludziom za maniło mieć nie pogniecione ubrania. W ekstremalnych przypadkach podchody do sterty, wymownie się już przechylającej, potrafiły trwać nawet kilka dni. Muszę, muszę, muszę to w końcu poprasować – tarabaniło mi w głowie i zakłócało spokój, niemal fizycznie bolało.

Miałam bardzo głupie podejście do sprawy, fatalne wręcz. Z dwóch powodów.
Po pierwsze, to mój wybór, że chcę, żeby moja rodzina przynajmniej od święta, miała wyprasowane ubrania. Ostatecznie nikt mnie do tego nie zmusza, tak naprawdę naprawdę, to nikt mi głowy nie urwie, za nie uprasowaną koszulkę. Czyli co? Czyli ja jednak chcę te ubrania uprasować. Więc, po drugie, walczyłam sama ze sobą. Chciałam mieć rodzinę, chciałam mieć dzieci, więc logiczne, że jest i prasowanie.
To całe gotowanie, zmywanie, pranie, sprzątanie, prasowanie, mycie i łatanie, to wszystko jest konsekwencją tego, że chciałam mieć rodzinę, więc narzekając na te prace, tak naprawdę narzekałam na swoją decyzję, nielogiczne, prawda? Niekonsekwentne przede wszystkim.

Teraz myślę tak, że chcę poprasować, mieć z głowy i wziąć się za coś innego, przyjemniejszego chociażby. I chociaż to banalne, to zdecydowanie zmienia podejście. Biorę się za to z radością, bo skończę, i będzie zrobione, a nie z utrapieniem, bo muszę to zrobić.

Zamienianie MUSZĘ w CHCĘ bardzo, ale to bardzo pomaga w codziennym natłoku rzeczy do zrobienia i spraw do załatwienia. Ta zamiana ma jeszcze jeden wielki plus. Pokażę to wam, opisując dwa różne podejścia do sprawy:

Agata MUSI:

Wchodzę do pokoju, jest godzina 9:00. Widzę ją, leży na fotelu i się na mnie patrzy, wielka sterta rzeczy do prasowania. To są bite dwie godziny stania przy desce, muszę się przygotować. Idę zrobić sobie drugą kawę, o no to i kanapeczkę zjem, prasowanie przecież, niestety, nie ucieknie. Zjadłam, kończę kawę, ale jeszcze pójdę sprawdzę pogodę.
Wracam do pokoju, jest już 9:40. Żeby mi było przyjemniej prasować, poszukam sobie jakiegoś fajnego filmu w TV. Na sto którymś tam kanale stwierdzam, jak zwykle, i tym razem mówię to do żelazka, że w tej telewizji nic nie ma. Wracam do tego filmu gdzieś na początku, szukam, o krokodyl coś pożera, szukam dalej, o jaka piękna suknia, szukam, o jest, ale już prawie w połowie, więc nie ma sensu go oglądać. Dobra, niech będą „Przyjaciele”, w sumie mogłam tak od razu.
Zeszło mi chwilę, jest 10:12, biorę się już za prasowanie. Rozkładam deskę, podłączam żelazko i startuję.
O 11:15 jestem mniej więcej w połowie, ale zdecydowanie chce mi się pić, po tej kawie pewnie. Idę więc zrobić sobie herbatkę.
11:30, wracam z herbatką. Usiądę na chwilkę. Hehe, ach ta Phoebe, ona to jak coś powie, to się zagniotki same prostują po prostu. O, Joe znowu udaje aktora.. O kurde, prasowanie!  
11:45, wracam do pracy.
12:00, cholera, pies chce na dwór.
12:15, pies wysikany, prasuję dalej.
13:05, skończyłam! Co za wyczyn! Padam na twarz!

A teraz Agata CHCE!

Wchodzę do pokoju, jest godzina 9:00. Rozkładam deskę, podłączam żelazko, włączam „Przyjaciół”, i zaczynam.
Godzina 10:58, skończyłam! Super. Szczęśliwa idę wypić kawkę.

Jakie plusy? Szybciej, bo jestem skoncentrowana na zadaniu, a nie na odciąganiu jego wykonania. Nie rozpraszam się, nie zajmuję wszystkim dookoła, tylko tym co mam zrobić. Wychodzi szybciej i dokładniej.

Prasowanie to oczywiście tylko przykład, tak jest dosłownie ze wszystkim co robię, do wszystkiego można podejść inaczej. To wchodzi w krew. Zamiast biadolić, że muszę coś zrobić, myślę po prostu o chwili, kiedy to będzie już skończone, wyobrażam sobie, jak dobrze już będzie mieć to z głowy, i wręcz z zapałem się za to biorę, bo w takim podejściu to ja chcę, a nie muszę.

Spróbuj i Ty!
Nie pożałujesz. :) 

Polub mojego Facebooka, czekam na Ciebie!



 

Komentarze